No i znowu ostatni dzień roku! Nie mam pojęcia, dlaczego i jak ten czas tak pędzi, ale przeraża mnie to, i to bardzo. Nie jestem w stanie tego logicznie zrozumieć: budzę się w poniedziałek, a zanim zdążę mrugnąć okiem – jest już niedziela wieczór, i tak cały czas! Dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem… Nawet nie ogarnęłam, kiedy nadeszła jesień, nie wspominając o zimie, bo mentalnie pozostałam w… sierpniu 🙂 No aż tu nagle 31 grudnia – jedną nogą szykuję się na powitanie Nowego Roku, a drugą znowu tworzę swoje wypociny podsumowujące te mijające 12 miesięcy 🙂
Oh, co to był za rok! Bałagan związany z całą tą przeklętą pandemią nie pozwalał na normalne funkcjonowanie. Półroczny lokdałn odbił się mocno na mojej psychice. Niejednokrotnie to już mówiłam i powtórzę raz jeszcze – nie jestem typem domatora, a przymusowe siedzenie w czterech ścianach dobija mnie. Dlatego też kombinowałam na wszystkie możliwe sposoby, żeby tylko na chwilę uciec z tego domowego aresztu: jednodniowe wypady poza miasto, spacery przy -15 stopniowym mrozie czy potajemne schadzki ze znajomymi. Ta namiastka normalności jako tako pozwoliła zachować zdrowe zmysły 🙂 Dlatego, kiedy nastąpiła majowa „odwilż”, wystrzeliłam wtedy z domu i do listopada byłam w rozjazdach. Rozplanowałam sobie czas, że prawie w każdy weekend gdzieś jechałam. Tak bardzo bałam się kolejnego zamknięcia i ponownego wegetowania w domu, że nie miałam chwili odpocząć i odespać przez te kilka miesięcy 🙂 Dopiero w listopadzie trochę zwolniłam, bo stres, niewyspanie, ekstremalna (jak na mnie) aktywność, ciągle bycie „gdzieś” i cała ta psychoza związana z epidemią strachu sprawiły, że po prostu wyczerpałam baterię. Także koniec roku to chill, czas na refleksje i układanie sobie w głowie pewnych rzeczy 🙂
Jak już wspomniałam wcześniej, nie potrafię usiedzieć długo w domu, a pandemia mnie do tego zmusiła. Chociaż lokdałn to pikuś przy domowej izolacji. Tak, ten cały śmiercionośny wirus, zwany covidkiem, dopadł i mnie w pierwszym kwartale tego roku. W marcu, tuż po moich urodzinach, kiedy nastąpił szczyt zachorowań i padały dzienne rekordy zakażeń (35 tys. dziennie) i zgonów, ja również znalazłam się w tych statystykach. Przez ponad 10 dni siedziałam w domu, nawet nosa poza drzwi mojego apartamentu nie mogłam wystawić. Oczywiście pod koniec izolacji chodziłam już po ścianach, bo ledwo psychicznie dawałam radę na tych 35 m2. Ale jak widać – przeżyłam zakażenie i nawet mnie nie rozłożyło. Jedyne, co mnie najbardziej niepokoiło to utrata smaku i węchu – kompletnie NIC nie czułam, a jedzenie było tekturą, które w siebie wmuszałam na siłę. Bałam się, że te zmysły mogą nigdy nie wrócić, bo słyszałam wiele przypadków, że osoby po przejściu covida już ich nie odzyskały. Mnie na szczęście po jakimś czasie powróciły , ale nie w 100 % – do tej pory są jakby otępione i nie wszystko wyraźnie czuję 😦 No i dodatkowo pojawił się męczący i denerwujący kaszel, ale to przecież normalne przy chorobie płuc. Jeśli ktoś mnie zapyta, czy ten świrus jest groźny i niebezpieczny – odpowiem, że nie. Oczywiście wszystko zależy od kondycji organizmu i odporności, a ja żyję nadzieją, że jestem jednak niezniszczalna. Ale ja to ja i jak to mówią „złego diabli nie wezmą”. Jestem wdzięczna, że moją rodzinę to ominęło i – że tak już zostanie.
O innych złych rzeczach (i osobach) nie będę wspominać, bo nie warto. Napiszę zatem o tym, co dobrego się wydarzyło w 2021 roku 🙂
Wstąpiłam do Klubu Zdobywców Korony Gór Polski i konsekwentnie zaczęłam podbijać polskie góry. Projekt Korony Gór Polski zakłada zdobycie najwyższych szczytów wszystkich pasm górskich w Polsce, a jest ich łącznie 28. Więcej na ten temat pisałam tutaj. Ja dałam sobie 3 lata na ich zdobycie, a póki co na swoim koncie (po roku od wstąpienia do Klubu) mam już 9, więc całkiem niezły wynik 🙂 Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że zacznę chodzić po górach i (o zgrozo!) będzie mi to sprawiać przyjemność i satysfakcję, nie przestałabym się śmiać przez tydzień 🙂 Nigdy nie mów nigdy, jak widać jestem tego żywym przykładem 🙂 Przez całe swoje życie nie byłam tyle razy w górach, ile w tym roku (łącznie 11 razy). Jakie szczyty do tej pory zdobyłam?
- Góry Świętokrzyskie – Łysica – 614 m n.p.m.
- Góry Bardzkie – Kłodzka Góra – 757 m n.p.m.
- Góry Opawskie – Biskupia Kopa – 891 m n.p.m.
- Beskid Niski – Lackowa – 997 m n.p.m.
- Góry Kaczawskie – Skopiec – 724 m n.p.m.
- Góry Stołowe – Szczeliniec Wielki – 919 m n.p.m.
- Beskid Mały – Czupel – 933 m n.p.m.
- Bieszczady – Tarnica – 1349 m n.p.m.
- Rudawy Janowickie – Skalnik – 945 m n.p.m.
W nadchodzącym roku planuje kolejne 9/10 szczytów, ale jeszcze nie wiem, które to będą 🙂 Aczkolwiek Rysy zostawiam sobie na koniec – taka wisienka na torcie, zwieńczenie mojego trudu, wysiłku, palpitacji serca i potu wylanego na szlakach 🙂
Zostałam członkiem ekipy podróżników gdzienaweekend.pl, z którą od kilku lat intensywnie podróżuję 🙂 A dokładniej zyskałam miano drugiego pilota – wspomagacza i prawą ręką głównego pilota. Póki co, w nowej roli byłam na trzech wyjazdach: do Budapesztu, na Dolny Śląsk i na trasie krzyżackich zamków 🙂 Było super i trafiły mi się wtedy najfajniejsze i najsympatyczniejsze grupy gdzienaweekendowych podróżników ever 🙂 Ciekawe doświadczenie, zupełnie inne emocje towarzyszą takim wyjazdom, no i ciąży duża odpowiedzialność. Ale spodobało mi się, mam nadzieję, że niebawem dalej ruszę w drogę w tej roli 🙂
I teraz o tym, co tygryski lubią najbardziej, czyli co nieco o podróżach 🙂 Jak wspomniałam już, półroczny lokdałn był dla mnie jak więzienie. W związku z tym, że wszystko było pozamykane, trzeba było kombinować z wyjazdami. Zaczęło się od spacerów w okolicach Warszawy przy minusowych temperaturach, następnie przez kilka miesięcy jeździło się na jednodniówki, byle tylko na chwilę wyrwać się z tej ponurej rzeczywistości. A potem, jak już wszystko powróciło do normy, zaplanowałam życie w taki sposób, że praktycznie w każdy weekend gdzieś byłam, tylko nie w domu. Udało się nawet kilkukrotnie wyskoczyć za granicę, w tym do jednego nowego dla mnie kraju. W Polsce natomiast buszowałam po zamkach i pałacach, szwendałam się po podziemnych miastach i kopalniach, odwiedziłam całe mnóstwo cerkwi i kościołów, wspinałam się po górach i przeszłam pieszo setki kilometrów. Jednym zdaniem – wszystko to, czego w normalnych czasach pewnie bym nie zrobiła 🙂 O to, gdzie mnie wywiało:
Bagno Całowanie, Puszcza Kampinowska (w końcu!), Góry Świętokrzyskie, Województwo Świętokrzyskie (Skałki Piekło k. Niekłania, Gagaty Świętokrzyskie, Góra Miedzianka, Kielce), Kazimierz Dolny, Podlasie (Szlak Tatarski), Góry Bardzkie, Góry Złote, Dolina Chochołowska, Szlak Orlich Gniazd (Zamek Ogrodzieniec, Zamek w Mirowie, Zamek koło Olsztyna, Zamek Bobolice, Pustynia Błędowska), Województwo Łódzkie (Rezerwat Przyrody Niebieskie Źródła, Bunkier w Konewce, Inowłódz, Skansen Rzeki Pilicy w Tomaszowie Maz.), Twierdza Modlin, Szydłów, Góry Opawskie, Zamek w Mosznej, Nysa, Ojcowski Park Narodowy, Beskid Niski, Lublin, Roztocze (Rezerwat Szumy nad Tanwią), Albania (Tirana, Kruja, Berat, Kanion Osumi, Gjirokastra, Saranda), Dolina Rospudy, Zamek w Golubiu-Dobrzyniu, Zamek w Radzyniu Chełmińskim, Zamek w Malborku, Zamek w Gniewie, Grudziądz, Zamek Czocha, Zamek Grodziec, Zamek Bolków, Zamek Grodno, Kolorowe Jeziorka, Zamek w Chęcinach, Zamek Krzyżtopór, Tokarnia, Czarnogóra (Kotor, Budva, Herceg Novi, Bar i Stary Bar, Monaster Ostrog, Jezioro Szkoderskie), Kraina Wygasłych Wulkanów, Góry Kaczawskie, Góry Stołowe, Czechy (Skalne Miasto Adrspach, Czeska Szwajcaria, Stezka Valaška, Rešovské Vodospády, Ostrava, Ołomuniec, Stramberk), Węgry (Budapeszt, Szentendre), Zamek Książ, Kopalnia Złoty Stok, Włochy (Wenecja, Burano, Murano, Bolonia, Ferrara), Beskid Mały, Bieszczady, Rudawy Janowickie, Niemcy (Most Bastei, Twierdza Koningstein), Gdańsk, Gdynia, Ukraina (Lwów). Całkiem zacna ta lista 🙂
Jakie plany na 2022? Nie ma 🙂 To znaczy są, ale nie chcę zapeszyć. Nauczyłam się żyć zasadą Carpe Diem – łapię chwile i tanie bilety 🙂 Zobaczmy, co przyniesie nadchodzący rok – jestem na niego gotowa. Jedynie czego sobie i Wam życzę to, by ta przeklęta epidemia strachu odeszła w niepamięć i stała się jedynie ponurym żartem. No i oczywiście ***** ***
Tymczasem migawka pięknych wspomnień z 2021:






Łysica w zimowej odsłonie. Mój pierwszy oficjalny szczyt Korony Gór Polski










Warszawa. „The Art of Banksy. Without Limits” – czy warto wybrać się na wystawę jego prac?

Szlak Tatarski na Podlasiu. Szczypta egzotyki na wschodzie Polski






Zamek Ogrodzieniec w Podzamczu. Najdostojniejsze ruiny w Polsce



Rezerwat Przyrody Niebieskie Źródła oraz Skansen Rzeki Pilicy w Tomaszowie Mazowieckim













Kruja. Miasto-symbol albańskiej państwowości i dumy narodowej






Zamek w Golubiu-Dobrzyniu. Krzyżacka twierdza legendami owiana







Kolorowe Jeziorka w Rudawach Janowickich. Industrialny cud natury







Zamek Krzyżtopór w Ujeździe. Romantyczne ruiny pałacu ze smutną historią w tle






Jezioro Szkoderskie. Rejs łodzią po najpiękniejszym jeziorze na Bałkanach



















Most Bastei w Saksońskiej Szwajcarii. Skalne wrota do niemieckiej Narnii





Gdańsk. Deja Vu Muzeum – Interaktywne Muzeum złudzeń optycznych i iluzji
Gdańsk. Kolekcja Malarstwa Monumentalnego, czyli murale na Zaspie

Gdynia. Muzeum Emigracji – (nie)krótka historia migracji Polaków



