No i znowu Sylwester. W tym roku zupełnie inny niż w latach poprzednich. Zamiast nerwowo krzątać się po domu i buszując w szafie w poszukiwaniu idealnej kreacji na wieczór, spokojnie oczekuję na nadejście Nowego Roku. Każdego roku z niechęcią idę na bal, tym razem Sylwestra spędzam tak, jak zawsze chciałam – w domu, przed telewizorem, popijając fikuśne drineczki i zajadając się wykwintnym jedzeniem 🙂 Paradoksalnie w teraz mam ochotę wyjść na imprezę i pobalować do białego rana. Takie to życie dziwne jest 🙂
Chyba wszyscy z niecierpliwością odliczamy sekundy do pożegnania 2020 roku, chociaż na pewno o nim prędko nie zapomnimy. To był inny, a jak twierdzą niektórzy – szczególny rok. Nie ma co ukrywać – był po prostu do dupy: okrutny, kontrowersyjny, bezlitosny, smutny, nieprzewidywalny i uparty. Początek nowej dekady miał być wyjątkowy i w pewnym sensie taki był, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Kto z nas przypuszczał, że jakiś koronawirus z odległych Chin sparaliżuje całą kulę ziemską? Że świat zatrzyma się na chwilę? Że miliony ludzi zachoruje i umrze? Że ludzie stracą pracę, zamkną własne biznesy i utracą dorobek swojego życia? Że nie będzie można spotykać się w gronie znajomych, a kontakty towarzyskie ograniczać się będą do videoczatów? Że trzeba będzie nosić przeklęte maseczki na twarzy? Że zamkną nas w domu, a za wyjście z niego grozić będzie kara pieniężna lub nawet więzienie? Że w trakcie panującej pandemii (nie)rząd stopniowo zacznie ograniczać będzie nasze swobody obywatelskie, kontrolować, zastraszać i odbierać należne nam prawa? Kto z nas rok temu o tej porze w ogóle o tym pomyślał?
Abstrahując już od pandemii, pamiętajmy, że po drodze były jeszcze: pożary, trzęsienia ziemi, kryzysy dyplomatyczne, protesty, konflikty zbrojne, ataki terrorystyczne… Tutaj taka czterominutowa migawka z minionego roku – scenariusz do horroru sam się napisał:
Większość moich planów – z wiadomych przyczyn – szlag jasny trafił. A były one wielkie i ambitne. Zamknięcie granic i nakaz pozostania w domu odbił się na mojej psychice. O ile miesięczny „areszt domowy” był spoko, o tyle kolejne tygodnie w zamknięciu doprowadziły mnie na skraj rozpaczy. Niestety nie jestem istotą stworzoną do ciągłego siedzenia w domu. Lubię jak się coś dzieje, jak zmienia się otoczenie, lubię spotykać się z ludźmi. Przez pierwsze tygodnie odpoczęłam i odespałam, ale potem zaczęło mnie nosić. Ile można oglądać Netflixa, porządkować szafę czy układać zdjęcia w albumie? Mam nadzieję, że niebawem z pewnym sentymentem będę wspominać czasy, kiedy w trakcie pierwszego „lockdownu”, gdy słońca było więcej, dzień się wydłużał a temperatury wzrastały, ukradkiem wymykało się z domu na spacer po okolicznych lasach i krzaczorach albo chodziło się do supermarketu okrężna drogą, byleby tylko jak najdłużej przebywać na zewnątrz.
Nie powiem jednak, że ten „lockdown” to samo zło. Przewartościowałam swoje życie, zrobiłam pewny „rachunek sumienia”, zrozumiałam wiele i zatęskniłam za małymi, zwykłymi rzeczami. Miałam mnóstwo czasu na przemyśleń i uświadomiłam sobie, że jestem wdzięczna za to co mam, że nadal mam pracę, że ten świrus mnie nie dopadł (a może dopadł tylko o tym nie wiem), że moja rodzina jest zdrowa i bezpieczna, że mam swój własny kąt. Wielu ludzi nie miało tyle szczęścia co ja. Poza tym w trakcie letniej „odwilży” stałam się bardziej aktywna fizycznie: z sukcesem uskuteczniałam spacerki, jazdę na rowerze i łyżwach, biwaki na łonie natury, kajaki, wypady w góry, no i zaczęłam regularnie chodzić na zumbę (że też nie wpadłam na to znacznie wcześniej). Stwierdziłam jednak, że mimo wszystko muszę sobie znaleźć jakieś hobby, które mogę praktykować w domu, np. jakieś szydełkowanie, malowanie albo plecenie makram. A może po prostu wszechświat dał mi znak, że powinnam napisać w końcu tę książkę?
Co do podróżny, to niestety nie za bardzo jest się czym poszczycić. Planów było milion, bilety zakupowane na kolejne pół roku, kalendarz zapełniony wydarzeniami towarzyskimi. Na początku roku, gdy koronawirus był jeszcze „tylko” w Chinach i nic nie zapowiadało żadnej pandemii, udało mi się wyskoczyć do Czech (Praga, Cesky Krumlov), Portugalii (Lizbona) i Węgier (Budapeszt). Potem nastąpiła rosyjska ruletka – trzeba było łapać okazje i korzystać póki było można. 3 miesiące spędziłam nie ruszając się z Warszawy – to mój nowy rekord. Potem zaczęłam odkrywać uroki Polski, która jest wspaniałym krajem pod względem natury i zabytków. Gdzie mnie poniosło? Trzy razy byłam w Gdańsku – teraz mam dobry powód, żeby częściej tam bywać, ponieważ siostra się tam przeprowadziła :). Odkryłam piękno Gór Stołowych, w których się totalnie zakochałam. Pierwszy raz dotarłam na Warmię (Nowe Kawkowo) na pole lawendowe – co prawda lawenda jeszcze wtedy nie zakwitła, ale chlebek i lemoniada lawendowa były wyśmienite. Potem pognałam na Podlasie (Supraśl) by odkryć tajemnice miejscowych szeptuch. Po kilku miesiącach namawiania rodziców, wybraliśmy się do najpiękniejszej i najbardziej kolorowej wsi w Polsce – Zalipia. Po kilku latach przerwy ponownie wsiadłam w kajak i przemierzyłam Drwęcę, by dotrzeć na zamek (Golub-Dobrzyń) i spać w najwyższej komnacie na najwyższym piętrze 🙂 Potem niespodziewanie kupiłam lot do Grecji i pierwszy raz od pół roku wsiadłam na pokład samolotu – ach, uwielbiam ten dreszczyk emocji, kiedy siedzę na lotnisku i czekam na wezwanie do wejścia do samolotu 🙂 Na Santorini spędziłam tydzień i cieszyłam się każdą sekundą na obczyźnie, każdym porem skóry chłonęłam promienie słońca, zajadałam pysznym jedzeniem i rozkoszowałam się leniuchowaniem na plaży (tak, tak – starość mnie dopada :P) Uświadomiłam sobie, że tak bardzo tęsknię za Grecją, która uwielbiam i w której nie byłam od lat. Potem znowu przemierzałam polskie góry, tym razem eksplorowałam Góry Sowie. Potem znowu Gdańsk i Malbork – wstyd się przyznać, ale dopiero pierwszy raz dotarłam tam w tym roku… Rzutem na taśmę, kiedy jeszcze nie było zmutowanego świrusa i kwarantanny dla Polaków, sprawiłam sobie wypad do Szkocji (Edynburg), która również skradła moje serce. Jak się okazało – przedłużony weekend to zdecydowanie za mało czasu na tak piękny region Wielkiej Brytanii. Potem znowu powrót na polskie ziemie i wypad na Podlasie szlakiem tamtejszych kolorowych cerkwi i Krainy Otwartych Okiennic. Koniec jesieni to czas spacerków i biwaków na łonie natury w okolicach Warszawy. Potem, trochę spontanicznie wpadł wyjazd w polskie Karkonosze, które także mają specjalne miejsce w moim sercu. Potem znowu Gdańsk, tym razem w zimowej scenerii. Na zakończenie roku, niczym wisienka na torcie, odkrywałam uroki świątecznej Warszawy. Patrząc na długość tego akapitu odnoszę wrażenie, że całkiem nieźle z tymi podróżami, trochę inaczej niż ja widzę to w swojej głowie 🙂
Czego sobie życzę w nadchodzącym roku? Cierpliwości, spokoju ducha, wytrwałości i przede wszystkim zdrowia. Tego samego życzę również Wam. Trzeba przetrwać ten koszmar i powrócić do normalnego życia sprzed pandemii – o ile w ogóle będzie to możliwe. Nie będę kreować wielkich planów, bo to nie ma sensu. Póki wszystko się nie ustabilizuje, trzeba żyć z dnia na dzień i chwytać nadarzające się okazje 🙂
Tradycyjnie zamieszczam nieco wspomnień z mijającego roku. Przygotowując kolaż tych zdjęć stwierdziłam, że mimo wszystko nie był to taki stracony rok 🙂






































- Co warto zobaczyć na Santorini? Subiektywny przewodnik po 9. wyjątkowych miejscach na greckiej wyspie
- Skaros Rock. Sekretna atrakcja Santorini
- Nostalgia i zachwyt. Zachody słońca na Santorini
- Santorini. Raj na ziemi


































Ten rok to przejdzie do historii jako jedna wielka pomyłka. Ciekawe tylko czy Nowy faktycznie będzie lepszy.
2020 to przejdzie do historii jako pomyłka. Oby tylko ten nowy był lepszy. Super fotografie 🤗
2020 stworzył mi wiele możliwości pod kreatywne projekty, nareszcie miałam czas, aby zająć się różnymi aktywnościami, które mnie od wielu lat do siebie przyciągały. Przeczołgał mnie w wielu sprawach, ale za nic nie chciałabym go stracić.
a już miałam pisać, że nielegalna imprezka i miałam dzwonić na policję ;-). Faktycznie patrząc po zdjęciach to nie był strasznie stracony rok