Do tej pory nigdy nie byłam w Karpaczu (shame on me), ale dużo słyszałam o tej miejscowości. Właściwie nie tyle o samej miejscowości, ale o jednym z niezwykłych obiektów znajdujących się tam, a mianowicie norweskiej Świątyni Wang. Kościół ten stanowi swoistą atrakcję turystyczną Karpacza. Nic dziwnego, bo brzmi oraz wygląda egzotycznie i tajemniczo, a historia tego miejsca również jest nieszablonowa. I chociaż nie jestem wielbicielką obiektów sakralnych (z kilkoma wyjątkami), to ten enigmatyczny obiekt bardzo przypadł mi do gustu. Nie widziałam jeszcze tak oryginalnego kościoła z tak interesującą historią w tle.
Norweski skarb narodowy w sercu polskich Karkonoszy
Jednym ze skarbów narodowych Norwegii jest grupa średniowiecznych drewnianych kościółków. Charakteryzują się one nietypową konstrukcją wykonaną z pionowych słupów umocowanych w podwalinie i wieńcu, a stabilizowanych krzyżulcami. Prawdopodobnie są to najstarsze budowle drewniane w Europie, które zachowały się w całości. Część elementów dekoracyjnych pokryta została skomplikowanymi plecionkami, wśród których wyrzeźbiono smoki, ptaki i wojujących rycerzy.
Tego typu kościółki przetrwały dzięki surowemu klimatowi północy, ale też solidnemu wykonaniu i dobrej opiece nad nimi. Najstarszy z nich pochodzi z połowy XIII wieku, ale większość jednak zbudowano w kolejnym stuleciu. Obecnie pozostało ich już niewiele, dlatego też norwescy konserwatorzy zabytków obchodzą się z nimi jak z najcenniejszymi klejnotami.
Dziwnym trafem jeden z tych kościółków, za sprawą norweskiego malarza, króla pruskiego oraz pewnej śląskiej hrabinie, znalazł się w polskim Karpaczu. Świątynia malowniczo komponuje się z surową, górską przyrodę u podnóża masywu Karkonoszy. Bez wątpienia ten średniowieczny norweski kościółek Wang jest największą atrakcją Karpacza.
Co norweska świątynia robi w śląskich górach?
Świątynię wzniesiono na początku XIII-wieku i przez ponad 600 lat służyła początkowo katolickiej, a później luterańskiej ludności mieszkającej na dalekiej północy, w południowej części Norwegii w regionie Valdres, nad otoczonym wysokimi górami jeziorem Vangsmjøsa. Stąd też wywodzi się jego nazwa. W XIX wieku kościółek okazał się za mały i wymagał kosztownej naprawy. Gmina postanowiła go sprzedać, by zdobyć pieniądze potrzebne na budowę nowej, znacznie większej świątyni. Dzięki staraniom zamieszkałego w Dreźnie norweskiego malarza Jana Christiana Dahla, zabytek został zakupiony przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV. Po sporządzeniu dokumentacji architektonicznej kościół rozebrano na części i w 1841 roku przewieziono w skrzyniach statkiem do Szczecina, a następnie do Muzeum Królewskiego w Berlinie.
Ostatecznie król jednak się rozmyślił i zrezygnował z postawienia kościoła w skansenie na Wyspie Pawiej koło Berlina. Zaprzyjaźniona z królem hrabina Fryderyka von Reden przekonała go, by świątynie przewieść do Karkonoszy, by mogła służyć tamtejszym ewangelikom. Miejsce pod budowę na zboczu Czarnej Góry (885 m n.p.m.), które leży w połowie drogi z dolnego Karpacza na Śnieżkę, ofiarował hrabia Christian Leopold von Schaffgotsch. Okazało się, że znaczna część oryginalnych elementów kościoła nie nadawała się do użytku, a z Norwegii przewieziono jedynie jedną piętnastą jego fragmentów. Brakujące części dorabiano w trakcie budowy na podstawie rysunków. 2 sierpnia 1842 roku król Fryderyk Wilhelm IV osobiście położył kamień węgielny, a dwa lata później nastąpiło uroczyste otwarcie i poświęcenie kościoła przy udziale króla i jego małżonki oraz wielu innych znanych i ważnych osobowości.
Czy to faktycznie kościół katolicki czy pogańskie miejsce kultu?
No właśnie, o co tutaj chodzi? Bo to kościół katolicki, a jednak wiele elementów na elewacji i ołtarzu temu zaprzecza. Świątynia wykonana jest z sosny norweskiej, która – nasycona żywicą – wykazuje niezwykłą trwałość, dlatego też nieliczne tylko elementy wymagały podczas odbudowy napraw i uzupełnień. Zrekonstruowano otaczające kościół podcienia, zwane w Polsce sobotami. Służyły one jako izolacja przed zimnem ścian nawy i prezbiterium oraz jako miejsce oczekiwania na rozpoczęcie nabożeństwa. Co ciekawe, konstrukcja kościoła wykonana jest bez użycia gwoździ, a wszystkie połączenia wykonano przy pomocy drewnianych złączy ciesielskich. Tutaj też przed wejściem do kościoła zostawiano broń. Wysokie, pokryte gontem dachy zdobią przy kalenicach sterczyny w kształcie otwartych smoczych paszcz, przypominające dzioby długich łodzi wikingów. Do bocznej ściany dostawiono wieżę-dzwonnicę, zbudowaną już ze śląskiego granitu, która chroni drewniany kościółek przed ostrymi podmuchami wiatru wiejącego od strony Śnieżki.
Główny portal, przez który wchodzi się do wnętrza, ozdobiony jest półkolumienkami ozdobioną gęstą plecionką wężów i roślin. Wyrzeźbione twarze wojowników w szpiczastych hełmach – z wysuniętymi, rozdwojonymi jak u wężów językami – mają symbolizować przekazywanie wiedzy i mądrości kolejnym pokoleniom. Na kolumienkach stoją stylizowane lwy, które występują w symbolicznej roli strzegących bram. W górnych narożnikach XIII-wiecznych portali umieszczono uskrzydlone smoki, trzymające w paszczach poziomo położoną ósemkę, czyli pętlę nieskończoności. Są też na nich znaki pisma runicznego.
Runy to znaki pisma zgłoskowego, którego używali na początku naszej ery przez ludy Europy północnej i północno-zachodniej. Znaki te ryto zazwyczaj w kamieniu, metalu, kości i drewnie. Wzorowano je na alfabecie greckim lub łacińskim. Aż do XIX wieku utrzymywały się one pośród narodów skandynawskich jako pismo chłopskie i zdobnicze. Podobno w samej Norwegii znajduje się około 1600 napisów runicznych.
W kościele nie brakuje jednak typowo chrześcijańskich odniesień. Kolumny stojące przed ołtarzem przedstawiają zwycięstwo Dawida nad Goliatem oraz proroka Daniela w jaskini lwów. Elementy te zostały zrekonstruowane w trakcie odbudowy kościoła przez rzeźbiarza Jakuba z Janowic. Także krucyfiks wykonany w 1844 roku z jednego pnia dębowego, jest dziełem tego samego artysty. Ambona – chociaż wykonana na miejscu – powstała z drewna sprowadzonego z Norwegii. Jedynie barokowa chrzcielnica jest miejscowym elementem i pochodzi z rozebranego kościoła z okolic Wałbrzycha.
Niestety wtedy, kiedy tam byłam Świątynia była zamknięta, dlatego też zdjęcia wnętrza pochodzą z internetu 😦



Kościół to nie wszystko
Sam kościół jest nie lada atrakcją, ale także plac, na którym znajduje się Świątynia stanowi nie lada atrakcję. Na przykościelnym cmentarzu pochowani zostali zarówno wierni z miejscowej parafii (np. Henryk Tomaszewski) oraz ich duszpasterze, jak również osoby, które zginęły w górach (np. Julianne Caroline Korber – właścicielka Riesenbaude, zmarła 22 listopada 1884 i pochowana 6 dni później). 29 kwietnia 2014 roku na cmentarzu przy świątyni Wang został pochowany Tadeusz Różewicz – polski poeta, dramaturg, prozaik i scenarzysta, autor m. in. „Niepokoju”, „Szarej strefy” czy „Kartoteki”.
Informacje praktyczne
Adres: ul. Na Śnieżkę 8, 58-540 Karpacz
Godziny otwarcia: w okresie od 15.04 do 31.10 zwiedzanie w godz. 9.00 – 18.00, w okresie od 1.11 do 14.04 zwiedzanie w godz. 9.00 – 17.00. W niedziele i święta zwiedzanie rozpoczyna się o godzinie 11.30.
Ceny biletów: normalny – 10 zł , ulgowy – 5 zł, wstęp na plac kościelny – 2 zł.
Strona www: http://wang.com.pl/
Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście są moją własnością, chyba że zaznaczono inaczej. Kopiowanie i używanie bez mojej zgody jest zabronione.
Bardzo fajna miejscówka! I zwiedzanie można połączyć z wycieczką w góry, gdyż obok przebiega szlak do schroniska Strzecha Akademicka, o ile dobrze pamiętam:) Ładny obiekt i piękne zdjęcia (nie wiem jak udało Ci się uchwycić go na zdjęciach bez ludzi, jak ja tam byłam zawsze były dzikie tłumy:D)! Pozdrawiam!
Bardzo fajna miejscówka! I zwiedzanie można połączyć z wycieczką w góry, gdyż obok przebiega szlak do schroniska Strzecha Akademicka, o ile dobrze pamiętam:) Ładny obiekt i piękne zdjęcia (nie wiem jak udało Ci się uchwycić go na zdjęciach bez ludzi, jak ja tam byłam zawsze były dzikie tłumy:D)! Pozdrawiam!
Byłam w tym Kościółku z dziećmi w ubiegłą zimę.
Nigdy nie byłam w Karpaczu ,Twoja fotorelacja bardzo mnie zachęciła – piękne zdjęcia 🙂
Też nie byłam i też wiele słyszałam. Widzę, że warto się wybrać.
Świątynia wygląda ciekawie, ale to, co dzieje się za nią jest o wiele ciekawsze, nie mogę oderwać wzroku
Byliśmy tam wiele razy,ale niektóre z tych faktów są dla nas zupełną nowością. Dzięki za solidną porcję wiedzy 🙂
Bardzo lubię takie miejsca, a w Karpaczu byłam chyba w ubiegłym wieku :D.
Byłam tam lata temu – świątynia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ciekawe, jak odebrałabym ją dzisiaj? W międzyczasie była w Norwegii i widziałam tam wiele podobnych… Ale fajnie, że podobne można zobaczyć również w Polsce. No i okolice są piękne – warto tam spędzić co najmniej tydzień 🙂
Kilka razy byłam w Karpaczu, ale jako młoda osoba, teraz wybrałabym się po nowy pakiet przyjemnych doznań zwiedzania. 🙂
Byłam, widziałam i bardzo mi się tam podobało.
W Karpaczu byłam jako małe dziecko, nic nie pamiętam. Jak tylko skończy się koronawirus chętnie odwiedziłabym takie miejsce. Jaki piękny widok.
Czyli podobnie jak ja, bardzo chciałabym odświeżyć wspomnienia, bo miejsce zdecydowanie warte tego, aby znów je odwiedzić. 🙂
Świątynia Wang bardzo fajna, szczególnie jak jest więcej czasu i mało osób na obiekcie warto przyjrzeć się dokładnie misternym zdobieniom. Jest w nich poukrywanych wiele motywów jakie widzi się dopiero z bliska. Od razu jak się ją zwiedzi też dobrze ruszyć po drodze na szlak – lub odwrotnie jak się z niego wraca odwiedzić świątynię.
Ohhh byłam w Karpaczu 100 lat temu! Świątyni niestety nie pamiętam… trzeba kiedyś to nadrobić 🙂
Ależ piękna, masz rację urok niesamowity ma. Nie byłam jeszcze w tamtych rejonach ale koniecznie trzeba nadrobić i zobaczyć na własne oczy
Nigdy tam nie byłam , a żałuję, bo znajoma pracowała w tej Świątyni.
Piękne tereny 🙂