Serbia nie cieszy się szczególną popularnością, nie jest to „oczywisty” i wakacyjny kierunek. Tym bardziej, że przecież nieopodal jest Chorwacja, do której każdego roku nadciągają tłumy Polaków albo ciesząca się coraz większym zainteresowaniem Albania. Dlatego też Serbia to był idealny dla mnie kierunek, chociaż uważam, że turystów było na pęczki 🙂 Mówiąc, że na tegoroczny wakacyjny urlop wybieram się właśnie do Serbii, ludzie patrzyli na mnie z niedowierzaniem i lekkim zdziwieniem. No bo po co tam jechać, skoro nic szczególnego tam nie ma? Ano jest, i to całkiem sporo. Zaraz się o tym przekonacie.
Niedawno wróciłam z Serbii. Była to moja pierwsza wizyta w tym kraju, ale wiem już, że nie ostatnia. Chociaż nie wiem jak to interpretować, bo 14 lat temu, kiedy jechałam autobusem (!) na wczasy (!) do Grecji, a rok później do Bułgarii, to przejeżdżaliśmy przez Serbię, ale po drodze nie zatrzymywaliśmy się na żadne zwiedzanie. Przyjmijmy zatem, że poruszanie się wtedy po tamtejszych drogach nie liczy jako wizyta 🙂 Chociaż Serbia nie będzie moim ulubionym bałkańskim krajem (moje serce pozostaje przy Albanii i/lub Bośni – nie potrafię się zdecydować), to kiedyś chciałabym tam powrócić, bo odwiedziłam jedynie kilka miejsc, które powinno się zobaczyć. Zatem mam po co wracać 🙂
Oczywiście w Serbii jest znacznie więcej niż to, co znajdzie się w moim poniższym zestawieniu. Okazuje się, że 7 dni to zdecydowanie za mało, żebym mogła „wszystko” tam odwiedzić. Nawet jak na tak niewielki kraj. Jedną wycieczkę lokalne biuro podróży odwołało mi, ponieważ pogoda nie była łaskawa, a miałam podziwiać widoki w Parku Narodowym Tara. Na pozostałe nie tylko nie starczyło mi czasu, ale też celowo nie planowałam się do nich wybrać. Skupmy się zatem na tym, co ja odwiedziłam i co Wam polecam. Kolejność tego zestawienia jest całkowicie przypadkowa 🙂 Szczegółowo o konkretnych miejscach z czasem szerzej napiszę w osobnych postach.
Belgrad
Tutaj miałam swoją bazę wypadową. Do Belgradu przyleciałam samolotem polskich linii LOT. Belgrad umiejscowiony jest mniej więcej w centrum kraju i właśnie ze stolicy najlepiej planować wycieczki nie tylko do innych serbskich miast, ale także pozostałych państw Półwyspu. Belgrad to także moje wielkie zaskoczenie. Przyznam się, że myślałam bardzo stereotypowo, bo spodziewałam się syfu i walających się po ulicach śmieci… Tymczasem okazało się, że stolica Serbii jest czysta (segregują tam nawet śmieci, a przecież nie muszą, bo nie są w UE) i bezpieczna, a ludzie są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni. I bez problemu mówią po angielsku. Z drugiej strony Belgrad to miasto pełne kontrastów – z jednej strony podziwiam piękną, secesyjną kamienicę, a tuż obok niej znajduje się rozpadający się pustostan albo zagrzybiały komunistyczny blok, by nieco dalej spojrzeć na nowoczesne wieżowce. Z drugiej strony czyni to z Belgradu miasto interesujące, przynajmniej dla mnie.
Mówi się, że Belgrad to serce Bałkanów, ale nie jestem przekonana co do tego. Z pewnością jest to największą stolica na Półwyspie Bałkańskim, nie na darmo Belgrad był także stolicą Jugosławii. Na pierwszy rzut oka, to paskudne, hałaśliwe, szare, zaniedbane i średnio ciekawe miejsce, ale jeśli się przypatrzymy, to znajdziemy w nim dużo perełek. A jakich? Z pewnością Twierdza Kalemegdan, z której możemy podziwiać panoramę miasta oraz dorzecze Dunaju i Sawy; Cerkiew św. Sawy, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoim przepychem i misternym zdobnictwem; Skadarlija – piękna, urocza i bajkowa ulica artystów; Deptak Kniazia Michał, czyli główna ulica miasta, ta najbardziej reprezentatywna, fancy i ogólnie bardzo droga :). To tylko kilka wspomnianych atrakcji miasta, ale jest ich znacznie więcej. Niebawem pojawi się osobny post na temat samego Belgradu i tego, co ma do zaoferowania spragnionemu wrażeń turyście 🙂
Nowy Sad
Nie chciałam tam jechać. Po zdjęciach z Google’a i przewodniku jakoś nie urzekło mnie to miasteczko i chciałam je pominąć, chociaż od Belgradu położone jest blisko – w pół godziny dojedziemy tam pociągiem. Dopiero rozmowa z kolegami z pracy i wcześniej spotkanymi innymi turystami, przekonała mnie, żebym tam pojechała, bo inaczej będę żałować. Wygospodarowałam pół dnia, poszłam na dworzec pociągowy ulokowany na końcu (belgradzkiego) świata, kupiłam bilet i odjechałam w stronę Nowego Sadu. Okazuje się, że to faktycznie bardzo przyjemna mieścinka, w sam raz na pół dniowy spacerek.
Mówi się, że Novi Sad to najpiękniejsze miasteczko w całej Serbii. Ja bym tutaj polemizowała, bo już wcześniej miałam „upatrzoną” perełkę w zupełnie innym rejonie Serbii, ale o tym za chwilę 🙂 Miasto to jest stolicą autonomicznego regionu Wojwodiny. Ta cześć Serbii charakteryzuje się liczną mniejszością węgierską, dlatego też wyraźnie widoczne są wpływy madziarskie. Miasto nosiło miano Europejskiej Stolicy Kultury 2021 i ma wiele do zaoferowania. Największą atrakcją Nowego Sadu jest Twierdza Petrovaradin, która tak naprawdę leży poza administracyjną granicą miasta. Mimo wszystko robi wrażenie, ponieważ jest to druga pod względem wielkości twierdza w Europie. Na głównym placu jest sporo pięknych kamienic. Pierwsze co rzuca się w oczy to Kościół Mariacki z ogromną wieżą, obok niego podziwiać możemy piękny Ratusz, a zaraz zaczyna się główny i najważniejszy deptak – ulica Dunavska. Pełno na niej knajp, lodziarni, pizzerii i restauracji w przystępnych cenach. Novi Sad jest malutki i kilka godzin wystarczy, żeby zobaczyć miasteczko.
Twierdza Golubac
Nad samym brzegiem Dunaju, tuż przy granicy z Rumunią znajduje się ogromna i imponująca Twierdza Golubac. Jest to bez wątpienia jedna z najciekawszych atrakcji Serbii. Początki średniowiecznej twierdzy sięgają najprawdopodobniej przełomu XIII i XIV wieku. Jej historia jest nieco skomplikowana, bo strategiczne położenie, naturalne ufortyfikowanie i mocne mury obronne sprawiły, że twierdza była obiektem walk i kilkukrotnie przechodziła z rak do rąk. Położona na skraju gór oraz otoczona majestatycznymi wodami Dunaju robi ogromne wrażenie. Przez wiele lat obiekt popadał w ruinę, był rozjeżdżany przez wytyczoną przez jej środek drogę, jednym słowem niszczała. Dopiero w latach 2014-2019 przeszedł gruntowną renowację i część udostępniono zwiedzającym. Podzielono ją na kilka tras, a dwie z nich są ekstremalne (w wyższych partiach) dostępne są tylko z przewodnikiem, odpowiednim ubiorem i sprzętem. Ja niestety zwiedziłam „zwykłą” trasę, ale i tak Twierdza zrobiła na mnie wrażenie. Tutaj też dowiedziałam się, że nasz dzielny rycerz Zawisza Czarny zginął pod murami tego zamku i tym samym stał się jednym z serbskich bohaterów! Człowiek to jednak uczy się przez całe życie 🙂
Lepenski Vir
To wielopoziomowe stanowisko archeologiczne znajdujące się nieopodal Twierdzy Golubac, w dolinie Dunaju, w rejonie Żelaznej Bramy. Stanowisko zostało odkryte przypadkiem na początku lat 60. ubiegłego wieku, podczas robót ziemnych związanych z budową tamy. Na stanowisku odkryte zostały unikatowe, potężne rzeźby kamienne w formie wykonanych z otoczaków głów ludzkich. Ludność zamieszkująca ten obszar 6000 do 4000 p.n.e. zajmowała się głównie rybołówstwem, dlatego rzeźby przypominają trochę połączenie ludzkiej głowy z głowami ryb. Prawdopodobnie miały one przeznaczenie kultowe i wyobrażały jakieś bóstwa lub przodków. Znaleziska te uważane są za pierwszy w sztuce europejskiej przykład rzeźby monumentalnej.
Nisz
Nisz jest jednym z najstarszych miast na terenie Bałkanów, a także trzecim co do wielkości w Serbii. Jego obszar zamieszkany był już w paleolicie, a swoje ślady w mieście pozostawili m.in. Celtowie czy Rzymianie. Co ciekawe, w Niszu urodził się cesarz Konstantyn Wielki. Miasto jest spore, ale większość atrakcji zlokalizowana jest blisko siebie. Ja zwiedzanie zaczęłam od Medijany, która znajduje się praktycznie pod miastem, a potem piechotą podreptałam w kierunku centrum, po drodze zahaczając o pozostałe atrakcje. Medijana to jedno z najważniejszych w Serbii stanowisko archeologiczne, w którym znajdowały się luksusowe wille zamożnych Rzymian. Dalej odwiedziłam nieco makabryczny, ale i interesujący obiekt – Wieżę Czaszek (ludzkich) zbudowaną przez Turków w XIX wieku. Potem odwiedziłam sobór katedralny, który łączy różne style architektoniczne: serbsko-bizantyjski i rzymsko bizantyjski. Potem na trasie mojego zwiedzania był nazistowski obóz koncentracyjny Crveni Krst, gdzie można zobaczyć wystawę prezentującą historię obozu, przedmioty należące do więźniów czy pisane przez nich listy. Na sam koniec pognałam na (kolejną) twierdzę ulokowaną w centrum miasta. Z Niszem mam jakoś niezbyt przyjemne wspomnienia, nie wiem czy związane jest to z wizytą w obozie czy może wieża z ludzkich czaszek… Oba doświadczenia nie były zbyt przyjemne.
Subotica
Na tę perełkę czekałam najbardziej 🙂 Przejechałam pół kraju i dotarłam aż pod samą granicę z Węgrami. Co tam takiego niezwykłego się kryje? Subotica to mała mieścinka na północy kraju, która słynie z secesyjnej zabudowy. I nie mówię o jednym czy dwóch secesyjnych budynkach, tylko całe miasteczko wybudowano w tym stylu. A że ja ostatnio mam fioła na punkcie architektury secesyjnej, to musiałam tam pojechać. I wiecie co? Warto było przejechać pół kraju, żeby to zobaczyć. Na każdym kroku spotkać można bogato zdobione budynki w stylu Art Nouveau. Serce miasta stanowi Plac Wolności. To przy nim zlokalizowany jest imponujący, a zarazem dominujący gmach ratusza miejskiego. Ratusz można zwiedzać z przewodnikiem wnętrza, ale ja niestety tego dnia nie miałam szczęścia, więc jedynie weszłam do środka na chwilę i pod czujnym okiem pana ochroniarza zrobiłam kilka fotek. Drugim obiektem, do którego musimy zajrzeć, to synagoga. Nie lubię sakralnych miejsc, ale ta suboticka jest przepięknie zdobiona, oczywiście w secesyjnym stylu. Mówi się, że to druga największa synagoga w Europie i zarazem najpiękniejsza. Potwierdzam. Jednak to, co charakteryzuje Suboticę, to Pałac Rodziny Ferenc Raichle, który bez wątpienia jest wizytówką miasteczka. Kwieciste ornamenty, łuki, kolorowe kopuły, zdobienia rozkochują w sobie turystów. Aktualnie mieści się tam Galeria Sztuki Nowoczesnej i – niestety – wnętrze nie jest tak piękne jak fasada budynku. Ale tylko kilka perełek Suboticy, więcej będzie w osobnym poście.
Czy Serbia jest bezpieczna?
Jako podróżująca solo, białowłosa kobieta stwierdzam, że Serbia jest bezpieczna, a nawet bardzo. Serbowie nie są zbyt lubiani w Europie, bo krąży negatywny wizerunek, że są niemili, opryskliwi, dumni i szorstcy. To krzywdzący stereotyp, ale przyznaję się, że zanim tam przyjechałam, też tak myślałam. I chociaż moja firma ma oddział w Belgradzie, więc serbskich kolegów miałam okazję poznać, to jednak sądziłam, że 3 miłe i zabawne osoby nie stanowią o całym narodzie… No cóż, pozostawię to bez komentarza 🙂 W ciągu tego tygodnia mojego pobytu nie czułam żadnego zagrożenia, a ludzie byli mili i pomocni, nawet jeśli nie potrzebowałam pomocy. Nikt mnie nie zaczepiał, nie gwizdał, nie cmokał, a nawet nie wziął za Rosjankę, co się notorycznie zdarza w trakcie moich wojażek. Nawet idąc w nocy po ulicy nie czułam żadnego lęku. Serbowie to bardzo sympatyczny naród i prawda – dumny. Ale to chyba domena ludzi mieszkających na Bałkanach, bo w każdym odwiedzonym przeze mnie bałkańskim kraju, zawsze mieszkańcy urzekali mnie swoją dobrocią, uśmiechem i bezinteresowną pomocą.
Jak się poruszać po Serbii bez samochodu?
Do wszystkich tych miejsc (ok, prawie wszystkich) dotarłam lokalnym transportem. Do Twierdzy Golubac i Lipenskiego Viru wykupiłam wycieczkę zorganizowaną z lokalnym biurem podróży, bo trudno się tam dostać bez samochodu. Z Belgradu do Niszu i Suboticy dotarłam autobusami firmy Niš Express, a do Nowego Sadu pociągiem Srbija Voz. I nie powiem złego słowa, bo wszystko odbyło się punktualnie, czyściutko i kulturalnie 🙂
Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście są moją własnością, chyba że zaznaczono inaczej. Kopiowanie i używanie bez mojej zgody jest zabronione.








































