„Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku” – mówi stare porzekadło. Barbrę i Wernera, bohaterów spektaklu stołecznego Teatru Polonia „Słoneczna linia” w reżyserii Iwana Wyrypajewa to nie dotyczy – nie potrafią patrzeć ani na siebie, ani tym bardziej w tym samym kierunku.
Barbra (w tej roli Magdalena Boczarska) oraz Werner (Borys Szyc) to małżeństwo z siedmioletnim stażem. Trudno zrozumieć, dlaczego tak naprawdę zdecydowali się na ślub, bo mają zupełnie różną wizję wspólnego pożycia. On cieszy się, że wraz z nadejściem wiosny skończy się zaciągnięty w banku kredyt na mieszkanie. Będzie można odetchnąć, żyć na większym luzie, podróżować. Ona nie podziela jego entuzjazmu. On pragnie dziecka, ale , ona nie chce mieć dzieci. On nie rozumie, dlaczego, a ona irytuje się jego brakiem zrozumienia. On jest coraz bardziej zły, a ona coraz bardziej nieszczęśliwa. Para siedząc w kuchni, próbuje znaleźć nic porozumienia – dyskusję rozpoczęli o 10 wieczorem, ale o 5 rano następnego dnia nadal nie potrafią się dogadać. Nadal tkwią w martwym punkcie.
Związek Wernera i Barbry jest toksyczny. Pełno w nim negatywnej pasji, agresji, a nawet przemocy, która przeplata się z namiętnością i przywiązaniem. Obserwując ich zachowanie można odnieść wrażenie, że ta para przez siedem lat ciężko i konsekwentnie pracowała, budując gruby i solidny mur, który teraz ich jedynie dzieli. Barbra chce być zrozumiana, chce dotknąć wyższych emocji i poczuć się wyjątkowa „jak diament”. Natomiast Werner próbuje rozszyfrować sens słów ukrytych za dziwnymi metaforami żony. Barbra jest nieco szaloną egoistką skoncentrowaną na sobie, a Werner nieskomplikowanym mężczyzną który po siedmiu latach życia z tak pokręconą emocjonalnie partnerką, pragnie chyba już tylko spokoju i względnej normalności.
Magdalena Boczarska jest jedną z moich ulubionych polskich aktorek i ne będę ukrywać, że to dla niej wybrałam się na tę sztukę. Natomiast to gra Borysa Szyca urzekła mnie bardziej. Ten aktorski duet niejednokrotnie sprawdził się w produkcjach filmowych, więc i na deskach teatru widać między nimi chemię. Błyskotliwy humor, świetnie skonstruowane dialogi, porywający rytm sprawiają, że z teatru wychodzi się z uśmiechem na twarzy oraz poczuciem miło spędzonego wieczoru.
Sztuka „Słoneczna linia” opowiada o braku porozumienia, o egoizmie oraz o tym, że skoncentrowani na sobie i swoich potrzebach, nie potrafimy wsłuchać się w drugiego człowieka. Fabuła dramatu opiera się na konflikcie pary małżeńskiej, która na oczach widza próbuje rozwiązać skomplikowane psychologiczne węzły, zastałe blokady i niewybaczone urazy, tak dobrze znane każdemu z nas. Nie dostrzegamy jego problemów, pragnień, nie słyszymy go, nie zaprzątamy sobie głowy rozmową z nim. Bariera dzieląca dwoje, do niedawna jeszcze bliskich sobie ludzi, rośnie powoli. Nie widzimy jej, nie wywołuje w nas dyskomfortu, ani wyrzutów sumienia. Takie to bardzo życiowe.
Za zaproszenie dziękuję: