A to ciekawe... · Refleksje · W podróży · Zapiski podróżne

Blondynka w wielkim świecie, czyli co czyha na samotną kobietę w podróży

Właśnie wróciłam z kolejnej wojażki, a mianowicie z Albanii. No cóż, kraj ten nie cieszy się dobrą opinią, co nieustannie będę dementować, bo to szalenie interesujące państwo ze wspaniałymi ludźmi, ale nie o tym chciałam rozprawiać w tym poście. Siedząc w busie na lotnisku, który miał mnie zawieść do centrum Tirany, spotkałam 6-osobową grupę Polaków. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i jedna kobieta zapytała mnie czy ja tak sama przyjechałam czy do kogoś dołączam. Kiedy odpowiedziałam, że przyleciałam sama i na własną rękę mam zamiar odkrywać zakamarki Albanii, kobieta prawie spadła z fotela, przeżegnała się i zapytała mnie ze łzami w oczach, czy nie boję się tak sama. Po czym dodała, że mnie podziwia i kibicuje, bo ona sama nigdy w życiu by nie odważyła się na podróż solo. Przyznam, że nieco wybiła mnie z mojego wakacyjnego rytmu i zasiała nutkę niepewności.

Wracając do niebezpieczeństw czyhających na białą, blond samotnie podróżującą kobietę. Wiele osób pyta mnie, czy ja się tak nie boję. Z drugiej jednak strony znajomi podziwiają mnie za odwagę, bo oni nie są tak bardzo odważni jak ja. Moja mama zawsze łapie się za głowę i odprawia modły na wieść, że ZNOWU jadę gdzieś sama za granicę. Podróżowanie w pojedynkę to kwestia upodobania i faktycznie odwagi. Kilka lat temu przed swoją pierwszą podróżą solo (przypominam, że była ona do „cywilizowanej” Hiszpanii) trzęsłam się ze strachu, mdlałam na samą myśl i nie spałam po nocach. Tak było. Na dodatek miałam osobiste zawirowania i wielki dylemat czy odwołać wszystko czy jednak jechać. Pojechałam i to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Przełamałam się i mi się spodobało – podróżowanie solo to mój ulubiony sposób na poznawanie świata. Pisałam o tym w tym poście.

W trakcie moich podróży solo NIGDY nic złego mnie nie spotkało (żebym nie wypowiedziała tego w złą godzinę), a wręcz przeciwnie. Ludzie widząc samotną (nie znoszę tego określenia) kobietę w podróży pragną jej ze wszystkich sił pomóc, nawet jeśli tej pomocy nie potrzebuje. Dodam jeszcze tylko, że nigdy nie czułam się samotna w którejś z moich podróży. Zawsze poznaję wspaniałych ludzi, czy to w hostelach, w których się zatrzymuję, czy napotkanych przypadkowo na ulicy innych turystów czy po prostu spotykam się z lokalesami, którzy odkrywają przede mną ichniejszą kulturę. Są wspaniali i nie ukrywam, że jeszcze kiedyś, w niedalekiej przyszłości chciałabym się z nimi gdzieś spotkać, napić piwa, pogadać o wszystkim i o niczym 🙂 Czasami jednak wydaje mi się, że mam więcej szczęścia niż rozumu, bo analizując na chłodno pewne sytuacje, które spotkały mnie „w drodze”, drugi raz porządnie bym się zastanowiła nad swoim postępowaniem. Opiszę kilka potencjalnie niebezpiecznych sytuacji, które w innym miejscu, o innym czasie i z innymi ludźmi mogłyby skończyć się źle, a nawet bardzo źle.

Porto, Portugalia

Mój wieczorny lot był opóźniony o kilka godzin z powodu niespodziewanej akcji na lotnisku w Warszawie. W konsekwencji dotarłam do Porto w środku nocy. Wysiadłam z busa w centrum miasta i nie mogłam znaleźć swojego hostelu. Kręciłam się po centrum z walizką, zmęczona, śpiąca, zdenerwowana i nieco przestraszona, a na dodatek zaczął padać deszcz. Widząc mnie taka przemokniętą, ludzie wracający z imprez (nadal w imprezowym klimacie i alkoholem w krwiobiegu) sami zaczęli mnie pytać, czy mogą mi jakoś pomóc. W akcie desperacji (i ze schowaną w kieszeni dumą zosi samosi) przyjęłam ich pomoc. Kilkanaście człowieków z różnych ekip (ponoć lokalsów) nie było w stanie zlokalizować mojego hostelu. Więc kręciliśmy się tak wspólnie po tym centrum, nawet nawigacja nie wyszukała tego adresu. Pomyślałam, że zarezerwowałam noclegi w jakimś hostelu widmo i w konsekwencji będę spać pod mostem. W końcu jednak udało się go odnaleźć, ale wejście było „nieco” ukryte. Recepcjonista widząc mnie w jakim stanie dotarłam na miejsce (zmęczoną, zdenerwowaną, przemoczoną, śpiącą i ze łzami w oczach) spojrzał na mnie i powiedział, że ma dla mnie pokój dwuosobowy z prywatną łazienką w tej samej cenie, chociaż zarezerwowałam współdzielony pokój. Potem okazało się, że sama w środku nocy kręciłam się wokół słynnego dworca św. Benedykta,  jak wiadomo, dworce kolejowe nie są najbezpieczniejszym miejscem, nawet w ciągu dnia. Przekonałam się o tym w ciągu kolejnych 24 h.

Porto, Portugalia

Skoro jestem przy Porto, to dokończę swoją opowieść. Następnego dnia, po tym niefortunnym rozpoczęciu swojej przygody w mieście udałam się na wspomniany dworzec św. Benedykta – jedną z największych atrakcji tego miasta. Po drodze spotkałam sympatycznego Włocha, który również się tam wybierał, więc poszliśmy razem. Widząc piękne błękitne azulejoz, wpadłam w szał pstrykania fotek, nie zwracając uwagi na nikogo i na nic. W tym czasie na dworcu pojawił się zakrwawiony czarnoskóry mężczyzna z zakrwawionym nożem w ręku, mocno nabuzowany, energicznie krążąc po dworcu. Nie wiem, czy szukał jakiejś ofiary czy trafił tam przez przypadek. Mój włoski znajomy odciągnął mnie na bok, bo niemalże wpadłam na tego mężczyznę. Chwilę potem pojawiła się policja i od razu powaliła krwawego kolesia go na ziemię… Nie wiem jak zakończyła się ta historia i co dokładnie się tam wydarzyło, bo od razu stamtąd uciekłam i więcej nie wróciłam.

Kijów, Ukraina

Mój lot powrotny do Warszawy odbywał się z samego rana, więc na lotniku musiałam być skoro świt. W środku nocy poprosiłam recepcjonistkę, żeby zamówiła mi taksówkę. Kobieta spełniła moja prośbę, po czym dokładnie poinstruowała mnie, do którego samochodu mam wsiąść i podała numery rejestracyjne. Śmiertelnie poważnie dodała, żebym wsiadła TYLKO I WYŁĄCZNIE do tego konkretnego samochodu. Trochę spanikowana zeszłam na dół  z walizą. Owszem, czekał tam na mnie samochód tej samej marki i o tym samym kolorze, ale o zupełnie innych rejestracjach. Kierowca powiedział, że to o niego chodzi, ale w ostatniej chwili musiał zabrać inne auto, bo tamto konkretne mu padło. Nie za bardzo chciałam wsiąść, bo zgodnie z ostrzeżeniem recepcjonistki – mam nie wsiadać do innego samochodu. Zniecierpliwiony i zaspany mężczyzna starał się mnie przekonać, że to po niego dzwoniono i że nie mamy czasu na tego typu gadki… Niewiele więc myśląc – wsiadłam… Dodam, że mężczyzna szybko i sprawnie dowiózł mnie na lotnisko, ale to trochę tak jak rodzice przestrzegają małe dzieci, żeby nie wsiadały do samochodu z obcymi ludźmi. Z perspektywy czasu stwierdzam, że gdybym cofnęła się w czasie, to weszłabym na górę do hostelu i zapytała recepcjonistkę, czy to faktycznie o tego mężczyznę chodzi. Na pewno drugi raz nie wsiadłabym z obcym mężczyzną, do niezidentyfikowanego samochodu w środku nocy…

Baku, Azerbejdżan

Siedziałam sobie w restauracji na starówce rozkoszując się widokiem miasta. Mój stolik znajdował się przy oknie. W pewnym momencie zauważyłam mężczyznę, który stał na ulicy i kilkukrotnie nasz wzrok się ze sobą skrzyżował. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo w Azerbejdżanie mężczyźni dosłownie gapili się na mnie, ponieważ dla nich byłam „egzotyczna”. Wyszłam z restauracji i poszłam na spacer. Robiąc zdjęcia zauważyłam, że mężczyzna, który przed chwilą mi się przyglądał, idzie za mną… Intuicyjnie skręciłam w uliczkę obok, ale za chwilę znowu pojawił się on. Krew zagotowała mi się w środku i zaczęłam panikować. Szybkim krokiem zmierzałam tam, gdzie było dużo ludzi, ale koleś dogonił mnie i zaczął coś do mnie mówić po rosyjsku. Kiedy ja odpowiedziałam mu po angielsku on… uciekł. Po prostu odwrócił się na pięcie i zniknął w kilka sekund… Nie wiem, czy znajomość angielskiego go odstraszyła, czy co innego, ale to była chyba najdziwniejsza sytuacja, z jaką spotkałam się będąc solo w podróży. Wtedy też porządnie się przestraszyłam. Na szczęście zdarzyło się to ostatniego dnia mojego pobytu w Azerbejdżanie, bo gdyby taka sytuacja miała miejsce na początku, nie wiem czy w ogóle wyszłabym z hostelu.

Taszkient, Uzbekistan

W stolicy Uzbekistanu znajduje się ogromny bazar, który jest jedną z tamtejszych atrakcji. No więc poszłam tam na zakupy i kręciłam się od stoiska do stoiska, niemalże przy każdym coś próbując i kupując. W pewnym momencie podszedł do mnie jeden mężczyzna i zaczął pokazywać swój towar, jakieś przyprawy. W związku z tym, że już nabyłam pokaźną ilość ziół i przypraw, nie potrzebowałam więcej. Podziękowałam uprzejmie panu, ale ten nie chciał mnie przepuścić i nadal pokazywał i zachęcał do zakupu „specjalnego” szafranu, którego cena była astronomiczna jak na uzbekistańskie ceny. Po raz kolejny grzecznie podziękowałam i chciałam odejść. Nadal nic, co więcej zaczął wciskać mi ten szafran do ręki, a potem do mojej torby. W pewnym momencie zaczęło zbiegać się wiele osób przyglądając się całej akcji. Na szczęście wymknęłam się szybko i uciekłam czym prędzej. Nie chcę nawet pomyśleć, co by było gdyby wrzucił mi do siatki ten szafran i kazał słono za niego zapłacić, albo co gorsze – oskarżyć o kradzież! Nie chciałabym trafić do uzbekistańskiego więzienia…

Amman, Jordania

Okey, co prawda wtedy nie byłam sama, bo pojechałam do Jordanii z koleżanką. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdybym była sama… Chciałyśmy wyjść z hotelu do centrum miasta i coś zjeść. Mapa pokazywała, że nie jest to daleko, a droga jest prosta, dlatego też poszłyśmy piechotą. Zaraz po wyjściu z hotelu dopadła nas  30 osobowa grupa lokalnych nastolatków, która nas nachalnie zaczepiała. Wydawać by się mogło, że gówniarze nic nam nie zrobią, ale z każdej strony zaczęli nas otaczać, spychając nas ciasno do środka okręgu, mówiąc coś we własnym języku. Nic nie rozumiałam, ale ze sposobu w jaki mówili mogłam wywnioskować, że nie są to miłe słowa. Nie byłyśmy pewne, czy chcą nas „jedynie” okraść czy może i przy okazji zgwałcić… Obie w szoku nie wiedziałyśmy co robić, więc postanowiłyśmy, że ich po prostu olejemy i zignorujemy. Tak też uczyniłyśmy i szybko wydostałyśmy się z tego „kręgu zła”. Szłyśmy bardzo szybko, ale to nie był koniec naszych „przygód”. Idąc dalej nieco wystraszone, każdy napotkany po drodze mężczyzna widząc dwie blondyny zaczął gwizdać, mlaskać i wydawać inne obrzydliwe odgłosy. Gdy dotarłyśmy do upragnionego centrum, nadal wszyscy się na nas gapili: mężczyźni z pożądaniem i najchętniej wzięliby nas na środku ulicy, natomiast kobiety z pogardą, bo byłyśmy „nagie”… Dodam, że ubrane byłyśmy w długie dżinsy, luźne t-shirty, miałyśmy spięte włosy i ani grama makijażu… To był pierwszy i ostatni raz, kiedy zdecydowałyśmy się iść na miasto, potem brałyśmy już tylko taksówki.

Kordoba, Hiszpania

Spacerowałam sobie po centrum miasta. Nagle, nie wiadomo skąd pojawiła się stara cyganka, która zapragnęła mi powróżyć z ręki. Powiedziałam jej, że nie chcę żadnych wróżb, ale ona mocno mi ścisnęła dłoń i zaczęła czytać moją przyszłość. Nic odkrywczego mi nie przewidziała, tyle tylko, że pojadę do Sewilli, co było oczywiste, bo Kordoba znajduje się niedaleko Sewilli. Potem posmyrała mnie jakąś pokrzywą po ręce i rzekła, że moje marzenie się niebawem spełni. Cyganka była z siebie i swojej wróżby bardzo dumna i zażądała za nią 10 euro zapłaty. Nie zgodziłam się i zaczęłam się wyrywać. Po czym zamiast języka angielskiego usłyszałam wiązankę (prawdopodobnie) przekleństw po andaluzyjsku. Spojrzałam w jej oczy i ujrzałam szał oraz obłęd. Odeszłam czym prędzej, ale za plecami nadal docierały do mnie andaluzyjskie klątwy staruszki.

Rzym, Włochy

Lot powrotny miał odbyć się z samego rana, to był chyba pierwszy tego dnia. Natomiast autobusy na lotnisko w ogóle nie były skoordynowane z lotami, a ostatni z nich odjeżdżał około godz. 23:00. Kolejny zaś był o 6 rano, czyli wtedy kiedy mój samolot odlatywał do Polski. W związku z tym pojechałam ostatnim busem i postanowiłam poczekać na lotnisku. Okazało się, że lotnisko jest na noc zamykane… Obsługa w bardzo nieelegancki sposób wygoniła mnie i pozostałych 50. innych pasażerów na zewnątrz. Za nic mieli nasze prośby, byśmy mogli poczekać w środku, no jest zimno. Dodam jeszcze, że to był styczeń…. Dobrze, że wydarzyło się to we Włoszech, a nie gdzieś w Rosji czy innym kraju, kiedy to moglibyśmy wszyscy po prostu zamarznąć… Początkowo sytuacja była przekomiczna, ale kiedy nad ranem zaczęły mi odmarzać palce u stóp, przestało mnie to bawić. Wtedy postanowiłam, że więcej do Włoch nie polecę, skoro tak chamsko traktują przyjezdnych. To było w 2017 roku i póki co moja noga tam nie postała.

Szeki, Azerbejdżan

Miałam nocny pociąg z Baku do położonej na północy miejscowości Szeki. Na miejsce dotarłam gdzieś około trzeciej nad ranem, kiedy było jeszcze ciemno. Mnóstwo ludzi wysiadło ze mną i wszyscy rzucili się na taksówki. Ja również potrzebowałam transportu, żeby dostać się do centrum miasteczka. Podszedł do mnie jeden kierowca z zapytaniem, czy potrzebuję podwózki, co mu też potwierdziłam. Wpakował mnie do samochodu, kazał siąść z przodu, co wydało mi się nieco dziwne. Jednak zaspana i o tak wczesnej godzinie nie byłam w stanie logicznie myśląc. Chwilę potem odwracam się, a na tylnym siedzeniu trzech mężczyzn sobie pochrapuje. W tym momencie otrzeźwiałam i rozbudziłam się na dobre. Pomyślałam sobie, że ja i czterech obcych mężczyzn, w środku nocy gdzieś na końcu Azerbejdżanu, to nie jest dobry znak. Nie wiem, czy kierowca zobaczył moje łzy w oczach i strach, ale zaczął ze mną rozmawiać. Dowiedziawszy się, że jestem z Polski, całkowicie zmieniło jego podejście do mnie. Okazało się, że jego szwagier od kilku lat pracuje we Wrocławiu, a mój szofer kilkukrotnie go tam odwiedzał i zapewniał, że kocha Polskę i sam chce tam kiedyś zamieszkać. Podsumowując: bardzo miły kierowca dowiózł mnie w jednym kawałku do mojego hostelu i jeszcze dał numer telefonu w razie gdybym potrzebowała podwózki albo jakiejkolwiek pomocy. Potem pomyślałam sobie, że gdyby ci mężczyźni mieli wobec mnie wrogie zamiary, nie skończyło by się to dobrze…

Mediolan, Włochy

Stałam na głównym placu miasta rozkoszując się pięknem mediolańskiej bazyliki. Nagle podszedł do mnie czarnoskóry mężczyzna i zaczął coś wiązać na nadgarstku. Podziękowałam mu uprzejmie, ale ten nadal coś przywiązuje. Powiedział, że to za darmo, że to prezent z Afryki. Po kilkukrotnej odmowie stanowczo powiedziałam, że nie chcę tego amuletu. Niestety mężczyzna zdążył już zawiązać na supeł kolorową nitkę. Jak się okazało, nie był to żaden prezent, bo musiałam zapłacić za niego kilka euro. Powiedziałam mu, że skoro to nie jest prezent, to niech odwiązuje nitkę i ją zabiera. Wzburzony mężczyzna odszedł na chwilę i poszedł do swoich „współpracowników”, zaczął coś do nich mówić i pokazywać palcem w moją stronę. Szybko zwinęłam się z placu, bo nie wiem, co by się stało. Prawdopodobnie wróciłby ze swoją bandą i zmusił do zapłaty za magiczną nitkę.

Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście są moją własnością, chyba że zaznaczono inaczej. Kopiowanie i używanie bez mojej zgody jest zabronione.

 

26 myśli na temat “Blondynka w wielkim świecie, czyli co czyha na samotną kobietę w podróży

  1. Dużo podróżowałam po świecie w pojedynkę, czasem robiło się niebezpiecznie, ale udawało się umknąć niekorzystnym sytuacjom, za to najbardziej groźną sytuację ze strony miejscowych miałam, kiedy byłam uczestnikiem zorganizowanej wycieczki. 🙂

  2. Pozazdroscic, odwiedzasz tyle piwknych miejsc i to samo 🙂 jak widac zdarzają sie nieprzyjemne sytuacje, alw sobrze,ze sobiw radzisz 🙂 bede wpadac czesciej po relacjw.

  3. My podróżujemy we dwoje, bo tak uwielbiamy najbardziej, ale mamy wśród znajomych osoby podróżujące w pojedynkę i bardzo to sobie chwalą. Życzę Ci miłych kolejnych podróży i wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze.

  4. Przyznam,że bardzo Cię podziwiam – bo sama nie odważyłabym się podróżować w pojedynkę (a tym bardziej po tych przeczytanych historiach). Mi nawet w Polsce często zdarzają się różne nieprzyjemne, stresujące sytuacje (chociażby namolni adoratorzy) – więc wolę nie kusić losu.

    1. Wiesz co, tutaj w Polsce też spotykam się z sytuacjami, o których wspomniałaś. Odnoszę jednak wrażenie, że w podróży paradoksalnie jakoś mniej doświadczam tego typu sytuacji 🙂 Ale fakt – trzeba się odważyć ba ten krok, potem już tylko z górki 😉

    1. Oczywiście, zawsze i wszędzie trzeba na siebie uważać, podchodzić do wszystkiego ze zdrowym rozsądkiem i mieć oczy dookoła głowy. Niezależnie czy jesteśmy we własnym mieście, czy na drugim krańcu świata.

  5. Też bardzo nie lubię mówienia „samotna” kobieta w podróży. Samotna… też jeżdżę na solo-wyjazdy i nigdy nie czułam się samotna!

    Co do Jordanii to miałam takie samo doświadczenie odwiedzając kraje arabskie. Egipt, Maroko, Tunezja, Jordania – nie odważyłabym się tam pojechać na autostop albo do małych wiosek. Mężczyźni w tych krajach są potwornie nachalni.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s