Europa · Mołdawia · W podróży

Kiszyniów. Inny świat

O stolicy Mołdawii mówi się, że nie warto tam jechać, ponieważ nic tam nie ma. Zgadzam się w  pewnym stopniu, ale nie do końca. O tej wyprawie piszę na świeżo, póki jeszcze emocje we mnie buzują, a przed oczami pojawiają się migawki z tego miasta. Pobyt w Kiszyniowie był bardzo ciekawym doświadczeniem. Uważam, że warto jeździć do takich miejsc, nie tylko żeby poznać kulturę i obyczaje tamtejszych mieszkańców, ale także po to, aby  docenić swoją ojczyznę 🙂 Mołdawia, która umiejscowiona jest między Rumunią a Ukrainą, klasyfikuje się do jednych z najbiedniejszych państw w Europie. Na północy częściowo zajęte jest przez Republikę Naddniestrzańską, która teoretycznie znajduje się w obrębie kraju. Inna część Mołdawii została wydzielona dla Gagauzów, którzy utworzyli tam swoją autonomię.

To, co tam zobaczyłam było dokładnie tym, czego się spodziewałam. Bieda zagląda tutaj na każdym kroku, czasami aż razi w oczy. Kiszyniów to miejsce, w którym ubóstwo, brud i kicz wzajemnie się przenikają. Nie ma tutaj starego miasta, ani nawet żadnych ważnych zabytków. Kiszyniów został całkowicie zniszczony w trakcie II Wojny Światowej. Najstarsze budynki pochodzą z XIX wieku. Ale tutaj nie przyjeżdża się dla zwiedzania, ale do klimatu – trzeba przyznać dosyć specyficznego klimatu. To taka swoista podróż w czasie, do całkowicie innego świata.

Spacerując ulicami tego miasta, można odnieść wrażenie, że budynki powstały z tego, co akurat robotnicy mieli pod ręką. Na początku wydaje się to co najmniej dziwne, ale po jakimś czasie przestaje dziwić fakt, że w bloku mieszkalnym potrafi być kilka różnych typów okien, a jego mieszkańcy zamurowują balkony, dodając tym samym dodatkowe metry kwadratowe do metrażu mieszkania. Odniosłam wrażenie, że w Kiszyniowie nie istnieje takie coś jak osiedlowy fundusz remontowy, gdyż nikt tam nie dba o własne zdrowie, a tym bardziej o jakąkolwiek estetykę. Największą odrazę wzbudził rozrastający się grzyb i pleśń na elewacjach budynków, które wystraszyły i zszokowały nieświadomą turystkę, czyli mnie. Zastanawiam się jak mieszkańcy mogą żyć w takich warunkach i wcale nie przeszkadza im fakt, że razem z nimi zamieszkują inne organizmy żywe, niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia. Ciekawa jestem co zrobią, jak za kilka lat ich budynek rozleci się na drobne kawałki.

Znalezienie klimatycznej i przyzwoitej restauracji na głównej ulicy miasta graniczy z cudem. Bulevardul Stefan cel Mare jest bardzo długa i to wzdłuż niej znajdują się wszystkie najważniejsze obiekty miasta. Jednak by zjeść lunch w jakiejś konkretnej restauracji, trzeba udać się do innej części miasta. Za to nie ma najmniejszych problemów ze znalezieniem salonu Orange, gdyż co kilkaset metrów umiejscowione są salony tego operatora komórkowego. Powracając do głównej ulicy Bulevardul Stefan cel Mare. W trakcie wędrówki natkniemy się na Łuk Triumfalny, Parlament, pałac prezydencki, liczne katedry i parki.

Rządowe budynki oraz ekskluzywne hotele, znajdują się w sąsiedztwie niedokończonych inwestycji oraz obdrapanymi budynkami. Wielkość parlamentu naprawdę robi wrażenie, który znajduje się w sąsiedztwie porzuconego betonowego szkieletu biurowca po jednej stronie, a po drugiej ruiną dawnej pływalni. Po drugiej stronie ulicy znajduje się pałac prezydencki, zupełnie niepasujący do architektury Kiszyniowa – kicz w pełnej okazałości. Aktualnie ogrodzony jest płotem z blachy falistej, co jeszcze bardziej budzi niepokój wśród turystów. Początkowo sądziłam, że jest to kolejny kiczowaty kościół, a tu takie zaskoczenie 🙂

Zapewne samych mieszkańców miasta nie dziwi, a tym bardziej nie przeszkadza im, kiedy spacerując ulicami miasta, na chodnikach napotykają się na zwisające kable elektryczne. Nie muszę chyba wspominać, że są to kable, które przewodzą prąd. Poplątane, zwisające, zaplątane między gałęziami drzew – to codzienność dla mieszkańców Kiszyniowa. Nikt nie pomyśli, żeby coś z tym zrobić, bo i po co? Przecież tak jest oryginalnie, w żadnej innej stolicy europejskiej tak nie ma 🙂

Czy wróciłabym jeszcze do Kiszyniowa? Chyba nie. Wystarczy mi to, co tam zobaczyłam za pierwszym razem. Było to bardzo ciekawe doświadczenie w moim życiu i z całą pewnością zapamiętam je na bardzo długo. Nie twierdzę, że miasto nie ma klimatu, wręcz przeciwnie. Jednak nie jest to miejsce, które sprawiło, że moje serce zabiło mocniej i pragnie jeszcze tam wrócić. Mimo wszystko polecam Kiszyniów każdemu, bo dzięki temu każdy się czegoś nauczy i dojdzie do pewnych wniosków 🙂

Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście są moją własnością, chyba że zaznaczono inaczej. Kopiowanie i używanie bez mojej zgody jest zabronione.

73 myśli na temat “Kiszyniów. Inny świat

  1. Sama nie wiem, co zrobiło na mnie większe wrażenie – grzyb na ścianach budynków czy te zwisające kable. Oryginalne podejście do kwestii bezpieczeństwa, muszę przyznać.

    1. Na pierwszy rzut oka miasto prezentuje sie okropnie, tak jak na zdjęciach. Te budynki z grzybem są w samym sentrum miasta 🙂 Ale im dalej od centrum, tym miasto lepiej się prezentuje 🙂 Pozdrawiam

  2. W Mołdawii jeszcze nas nie było, ale w sumie mniej więcej spodziewałam się po Kiszynowie tego, co przedstawiłaś. Jakoś miasto to tak właśnie mi się kojarzy. Ale faktycznie warto tam pojechać i zobaczyć to na własne oczy, żeby zrozumieć wiele spraw i docenić miejsce, w którym samemu się na codzień żyje.

  3. Bardzo chcę zobaczyć Mołdawię. Właśnie takich widoków się spodziewam. Ale warto poczuć to na własnej skórze i zobaczyć od środka!:)

  4. A ja właśnie chciałabym wybrać się do Mołdawii. Czytam aktualnie ciekawą książkę i wiem, że na pewno Kiszyniów odwiedzę w ciągu najbliższych 2 lat.

    1. No właśnie, turystów tam jest (jeszcze) jak na lekarstwo. Trochę jest nieprzystosowane na przyjęcie turystów, ale to dobrze, bo jest (jeszcze) autentyczne 🙂 Pozdrawiam

  5. Kurcze musimy sie spotkac i poopowiadasz na zywo, spodziewałam, się, ze takie przywieziesz wrazenia. Jeżdzac na wschód warto jednak pamietac przede wszystkim o tym, ze ludzie sa tam inni! Bardziej otwarci i zyczliwi niz na zachodzie. Jacy są ludzie w Młodawii?

  6. Bardzo chciałabym zobaczyć te ulepione z czego popadnie budynki na własne oczy. Może latem uda nam się rodzinny wypad do Mołdawii i wtedy zrealizuję ten plan 🙂

  7. Byłam w Kiszyniowie, faktycznie nie powala na kolana, ale cała reszta Mołdawii jest cudowna! Zakochałam się w dziewiczej przyrodzie, małych miasteczkach, pięknie zdobionych studniach, sympatycznych ludziach. Tak, chciałabym tam wrócić 🙂

  8. „O stolicy Mołdawii mówi się, że nie warto tam jechać, ponieważ nic tam nie ma.”
    Jakkolwiek to zabrzmi – to mogłoby być niezłym sloganem reklamowym 🙂

    A ten grzyb na elewacjach – faktycznie niecodzienny (może to przez brak ogrzewania w tych mieszkaniach)?

  9. Do Kiszyniowa jeszcze moje nogi mnie nie poniosły, ale trzeba będzie nadrobić zaległości. Do tej pory słyszę same pozytywy o tym miejscu i czuję, że to będzie tak bliskie memu sercu miasto jak Odessa 🙂

  10. Kiszyniów kojarzy mi się z wyjazdem nad Morze Czarne na wakacje do Odessy w 1991 roku, na krótko przed rozpadem ZSRR. Ponad 1500 km Ładą w 6 osób, w tym trójka dzieci! Moi rodzice, ja (wtedy 10 lat) z dwójką moich braci oraz Wowa – Ukrainiec od którego mieliśmy zaproszenie aby w ogóle móc jechać do ZSRR. Po drodze kolejki na granicy, do Czerniowców nie chciała nas wpuścić Milicja. Największy problem pojawił się w Kiszyniowie, gdy kończyło się nam paliwo. Zbliżał się wieczór, a gdy udało się dojechać do stacji okazało się, że zamknęli ją kilka minut temu. Pomimo usilnych próśb nie sprzedano nam paliwa. Na nic zdało się tłumaczenie, że dzieci, że jedziemy do Odessy. Przyjedźcie jutro! Kiedy wydawało się, że czeka nas noc w aucie w Kiszyniowie podjechał do nas samochód i dość podejrzany typ powiedział „chcecie paliwo to jedźcie za mną”. Z perspektywy czasu zastanawiam się co moim rodzicom strzeliło do głowy, żeby za nim jechać z trójką dzieci 😉 Zrobiło się ciemno, on bez świateł, wywiózł nas na jakieś ogródki działkowe. Po chwili przyniósł ok 20 l „paliwa”. Po zalaniu auto nie chce odpalić, a gdy udało się wreszcie ruszyć, to jazda przypominała bardziej jazdę na koniu niż autem. Ale udało się.

  11. Mołdawia to niezbyt popularny kierunek ale zapewne ma wiele wspaniałych miejsc do zaoferowania. Sama stolica podoba mi się tak średnio szczerze mówiąc. Ale faktycznie to trochę inny świat 🙂

  12. Mimo takich widoków kraje postkomunistyczne stanowią swoistą atrakcję i przeciwwagę dla odpicowanego zachodu. Czasami można się bardzo zdziwić, tak jak ja się zdziwiłem na Białorusi (pozytywnie), a czasami utwierdzić w przekonaniu, że miejsca te żyją według swopjej, nie zawsze dla nas zrozumiałej logiki.

  13. Może to zabrzmi niezręcznie, ale bardzo lubię tego typu miejsca! Bardziej od wymuskanych miast i miasteczek. Sprzyjają klimatycznym sesjom zdjęciowym 😉
    A te poplątane kable to pikuś przy tym, co dzieje się w Azji! 😉

  14. Uważam, że warto zobaczyć w życiu różne miejsca. Od tych najbiedniejszych, po najbogatsze. Można poznać kulturę danego kraju i dowiedzieć się więcej o społeczeństwie. Nigdy nie myslałam o podróży do Mołdawii, ale chyba zacznę 😉

  15. Tak właśnie słyszałam o Mołdawi, że bida, ale te zwisające kable mnie zaskoczyły. Ciekawe jak tamtejsze życie kulturalne

  16. Z postsowieckimi miastami jest ciągle ten sam problem. Nie wiadomo czy są ładne czy brzydkie. To znaczy są brzydkie, ale mają w sobie czasem coś ładnego. Sam mieszkam w Łodzi i nie umiem lubić mojego miasta. Jest na wskroś brzydkie, ale czasem mnie zaskakuje. To chyba kwestia spojrzenia. Pozdrawiam!

  17. Ciekawa relacja. W tamtych rejonach nigdy nie byłam i nie miałam pojęcia o tym, co można tam zobaczyć. Faktycznie, ta pleśń robi wrażenie, te kable. Taki początek XX wieku chyba.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s