Alaska to największy i najbardziej tajemniczy stan w USA położony dosłownie na krańcu świata. O Alasce niewiele się pisze, niechętnie się czyta i wydaje się być nieprzystępna, aby pomyśleć o jej odwiedzinach. Prawie trzydziestostopniowe mrozy, silne trzęsienia ziemi czy sezonowe powodzie nie zachęcają do odwiedzin tej części Stanów Zjednoczonych. Na Alaskę przybywają najtwardsi, najwytrwalsi i najbardziej zdeterminowani poszukiwacze przygód.
Od kilku lat Damian Hadaś, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, nazywa Alaskę swoim domem. Urodził się w Wałbrzychu, a kilka lat swojego życia spędził na Islandii, a teraz trafił na Alaskę. Autor książki jest miłośnikiem górskich wędrówek, parków narodowych Stanów Zjednoczonych i obserwacji zwierząt w naturalnym środowisku. A właśnie Alaska dostarcza mu wszystkich tych wrażeń. Z wykształcenia – inżynier środowiska, a z zawodu i pasji – organizator wycieczek i wypraw. Spostrzeżeniami i życiem w najbardziej surowym stanie USA dzieli się w swojej książce „Alaska. Przystanek na krańcu świata”.
No właśnie, z czym typowemu laikowi kojarzy się Alaska? Zapewne pierwsze, co przyjdzie do głowy to popularny w latach 90-tych serial „Przystanek Alaska”. Kolejne skojarzenia to przerażające zimno, niedźwiedzie oraz wysokie góry. To dobre skojarzenia, ale Damian pisze również o innych aspektach tego rejonu. Alaska – kojarzona z ekstremalnie niskimi temperaturami, wysokimi górami i życiem na odludziu – jest o wiele bardziej różnorodna, niż może się nam wydawać. Autor opowiada o jej kontrastach, postępujących zmianach, trudnej historii rdzennych mieszkańców, fenomenie „Wszystko za życie, ale też o tym, jacy są Alaskijczycy i czy faktycznie jest tak zimno, jak nam się wydaje.
Alaska jest największym i najrzadziej zaludnionym stanem Ameryki, gdzie na kilometr kwadratowy przypada pół mieszkańca, a do jej stolicy nie prowadzi żadna droga lądowa. Żyje się tutaj w otoczeniu zapierającej dech w piersiach dzikiej i nieokiełznanej przyrody i na granicy płyt tektonicznych, a więc doświadczenie trzęsienia ziemi jest tak samo prawdopodobne, jak spotkanie niedźwiedzia czy spacer na lodowcu. Tutaj bardzo często ważący pół tony łoś zagląda do domowych okien, przeżuwając sennie trawę z pobliskiego ogródka.
Nigdy szczególnie nie interesowałam się Alaską, nigdy też nie myślałam o tym stanie jako kierunku podróży. Książka Damiana Hadasia zaintrygowała mnie, ale nie zachęciła do wizyty w największym stanie Ameryki – a przynajmniej na tę chwilę. Chociaż przyznam, że niektóre zamieszczone tam zdjęcia powodowały szybsze bicie mojego serca. O Alasce wiem niewiele, dlatego lektura tej książki była dla mnie interesującym doświadczeniem.