Jak jest cena sławy? Ile potrzeba czasu, żeby nasze życie całkowicie się odmieniło? Czy tylko wygląd definiuje kobiece piękno? W spektaklu „Siedem sekund wieczności” widzimy złożony obraz kobiety, która pragnie pragnie pozostać zapamiętana na zawsze, ale nie jako próżna aktorka, ale jako barwna osobowość, która pokazała światu coś znacznie więcej niż nagi biust na ekranie. W rolę Hedy Lamarr wciela się fenomenalna Joanna Liszowska.
Potrzeba było dokładnie siedmiu sekund, żeby Hedwig Kiesler – znana światu jako Hedy Lamarr – stała się jedną z najbardziej kontrowersyjnych kobiet w historii kina. To słynna amerykańska aktorka i wynalazczyni austriacko-żydowskiego pochodzenia, o bardzo skomplikowanej, barwnej i traumatycznej biografii. W filmie „Ekstaza” Gustava Machatego z 1933 roku zagrała kilka znaczących nagich scen, jako pierwsza aktorka w historii kina. To właśnie te magiczne siedem sekund sprawiły, że mężczyźni oszaleli na jej punkcie, a Hollywood nazwało ją najpiękniejszą kobietą świata. Produkcja odbiła się szerokim echem po świecie i wywołała wielki skandal – w 1936 roku (rok po amerykańskiej premierze) Legion Przyzwoitości wpisał film na swoją listę, Adolf Hitler zakazał wyświetlania w Niemczech, do 1940 roku film nie uzyskał aprobaty biura Haysa i nie był dostępny szerokiej publiczności. W większości krajów, które zdecydowały się pokazywać film, ocenzurowano go przez wycięcie gorszących części scen. Jednak aktorstwo to nie jedyne zajęcie, którym trudniła się Lamarr. Aktorce zawdzięczamy jednak nie tylko artystyczny i obyczajowy przełom, ale także liczne wynalazki, m.in. tabletkę musującą o smaku Coca-Coli czy technologię wykorzystywaną w wielu protokołach komunikacyjnych. W 1940 roku wraz ze swoim przyjacielem kompozytorem George Antheil postanowili opracować system sterowania torpedą za pomocą fal radiowych. Podstawy tego wynalazku stały się późniejszym elementem powszechnie stosowanych sieci radiowych – w tym GPS, Bluetooth, Wi-Fi. W 1997 roku Lamarr i Antheil otrzymali nagrodę amerykańskich wynalazców za zasługi dla rozwoju elektroniki. Hedy Lamarr zostanie zapamiętana jedynie jako właścicielka nagich piersi kina, a nie wynalazczyni.
Hedy Lamarr w kreacji Joanny Liszowskiej to kobieta realizująca siebie i przez całe życie pragnąca miłości. Dzisiaj można o niej powiedzieć, że była silna i niezależna, ale samotna pośród tłumu ludzi. U kresu swojego życia, gdy ma już prawie 100 lat, podczas zwierzeń u terapeuty (wymowna gra Jerzego Kluzowicza), jest spragniona czułości bardziej niż kiedykolwiek. Przyznaje, że brak miłości towarzyszyła jej w zdobywaniu upragnionych celów. W pogoni za doznaniami spala się jak dziewczynka z zapałkami, a jej każda miłość to ułuda, próba ogrzania się w cieple uczucia nowego kochanka, pragnienie, które nigdy nie zostanie zaspokojone. Nigdy jednak nie otrzymała to, czego tak naprawdę szukała – miłości, przywiązania, zrozumienia, wsparcia i czułości. We współczesnym świecie kobietom takim jak Lamarr trudno współpracować z mężczyznami. Cechy, które gwarantują sukces mężczyznom – ambicja, zapał, pewność siebie – kobietom już niekoniecznie. Społeczeństwo nie sprzyja takim kobietom. Portret psychologiczny Lamarr pokazuje ją jako kobietę zdeterminowaną, dumną i wyzwoloną. Traumy i cierpienia dały jej siłę, by walczyć o siebie, a u kresu życia ma jedno marzenie – odkryć sposób na wieczną młodość.
Monodram „Siedem sekund wieczności” w reżyserii Piotra Szalszy, który można oglądać na deskach Teatru Polonia, to wyznania starej kobiety na łożu śmierci, która stara się uporządkować i podsumować swoje życie. To także historia kobiety, która starała się przebić przez szklany sufit uprzedzeń, stereotypów i przeciwności losu. To opowieść o mechanizmach sławy, marzeniach o wiecznej młodości, o przemocy w świecie filmu i polityki oraz ucieczce od przeszłości i traum wojennych. Joanna Liszowska w tej roli wypadła fenomenalnie. Nie dość, że aktorka wygląda na scenie zjawiskowo, znakomicie radzi sobie z wielopoziomowością i przeciwieństwami zawartymi w postaci oraz wieloznaczności samego tekstu, to na dodatek jej temperament prawie rozniósł deski teatru. Liszowska pokazała nie tylko, że jest świetną aktorką, ale także zaprezentowała soje umiejętności taneczne i wokalne. Aktorka zachwyca urodą, ale nie ma co się dziwić – w końcu wciela się w kobietę, która uchodziła za piękność, również w bezwzględnym Hollywood.
Za możliwość obejrzenia spektaklu dziękuję: