Świat stoi dla nas otworem. Tanie loty i otwarcie granic sprawiły, że podróże od dawna nie są już dobrem luksusowym zarezerwowanym jedynie dla wybrańców. Każdy z nas może kupić bilet i za kilka godzin znaleźć się na drugim krańcu Europy, by odkrywać tamtejszą kulturę i zajadać się lokalnymi specjałami. Brzmi wspaniale, jednak nie każdy Polak spogląda w ten sposób na podróżowanie. Zdecydowana większość z nich polega na biurach podróży i zorganizowanych wakacjach. Nie widzę w tym nic złego, o ile zachowujemy się przyzwoicie i szanujemy lokalne tradycje.
Sporo podróżuję poza granicami Polski i muszę stwierdzić, że Polacy są dosłownie wszędzie, nawet na najdalszym krańcu świata, gdzie prawie nikt nie dociera. W każdym miejscu, do którego dotarłam, zawsze napotkałam swojego krajana lub w oddali słyszałam język polski. Widząc swoich rodaków udaję, że nie mówię po polsku i uciekam jak najdalej od nich. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że w podróżowaniu nie chodzi o spotykanie rodaków za granicą, ale przede wszystkim dlatego, że się za nich wstydzę. Tak, dobrze czytacie. Z przykrością stwierdzam, że prawie wszyscy (okej – 90%) turystów z Polski to typowe „cebulaki”: roszczeniowi, chamscy, pijani, niekulturalni i w ogóle nie zainteresowani miejscem, w którym aktualnie są. Właśnie o takich przypadkach w swojej książce „Polacy last minute. Sekrety pilotów wycieczek” pisze Justyna Dżbik-Kluge.
Polak na wakacjach to zupełnie inny człowiek. Spuszczony z kajdan dostaje skrzydeł i turbodoładowania, czuje się kimś ważnym i pozwala sobie na znacznie więcej niż na co dzień. Wieczne narzekanie, że zimno, że za gorąco, że za drogo, że za dużo ludzi; zabieranie jedzenia na zapas z bufetu; rozwiązywanie rodzinnych sporów i głośne kłótnie czy pozostawianie po sobie bałaganu – to wszystko mamy we krwi. Dodatkowo przesiadywanie nad basenem i picie darmowych drinków, w otoczeniu innym krajanów, schabowy serwowany na obiad, najlepiej z obsługą mówiącą po polsku to prawdziwy raj na ziemi. Większość wczasowiczów marzy o takich właśnie wakacjach, rzadko wykazują zainteresowanie lokalną kulturą czy zwiedzaniem. A gdy zbliża się koniec turnusu, przebiegły Polaczek szuka dziury w całym, byleby tylko zgłosić roszczenia i odzyskać część pieniędzy od biura podróży. Po lekturze tej książki tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że Polacy to typowi „janusze”, zaś polki to „grażynki”, którzy wydając 1000 zł na tygodniowe wczasy all inclusive oczekują luksusów i specjalnego traktowania. Najchętniej zamknęliby się w specjalnej strefie dla Polaków, byleby pozostać we własnym „sosie”. Zastanawia mnie jedno: po co lecieć na drugi kraniec Europy czy świata, żeby jeść schabowego, słuchać disco polo i całymi dniami upijać się leżąc do góry brzuchem nad basenem?
O Polakach na wakacjach najwięcej wiedzą ci, którzy opiekują się nimi podczas wyjazdów – cierpliwi, pomocni i wyrozumiali profesjonaliści: piloci wycieczek, rezydenci, animatorzy i przewodnicy. Z ich pasjonujących opowieści postał wciągający reportaż dziennikarki Justyny Dżbik-Kluge. Autorka odbyła szereg interesujących rozmów ze specjalistami z branży turystycznej. To książka o nas samych, czyli podróżujących Polakach, o naszych wadach i zaletach, aspiracjach i brakach, marzeniach i ograniczeniach, kompleksach i pozornej pewności siebie. „Polacy last minute. Sekrety pilotów wycieczek” to zbiór fascynujących, a momentami przekomicznych, ale też szokujących opowieści, od których trudno się oderwać. Świetny reportaż, w sam raz na okres wakacyjnych wojaży.
Za książkę dziękuję:
Z przyjemnością skusiłam się na tę lekturę, niektóre sytuacje były doprawdy zatrważające.
Niestety jesteśmy narodem dorabiającym się. Nie mamy żadnych podstaw wyniesionych z domu jak podróżować kulturalnie. Kiedyś było to jezioro, namiot, kanapki, wyprawa maluchem nad morze, konserwy w bagażniku. I trochę teraz to na wyjazdach zagranicznych wychodzi.