Życie pod nieustanną obserwacją, kontrola wypowiedzi, brak swobodnego poruszania się nawet na terenie kampusu uniwersyteckiego, dyktowanie ścisłych reguł w każdym aspekcie życia – z tym wszystkim musiała zmierzyć się autorka książki, kiedy na własne życzenie przybyła do Korei Północnej.
Suki Kim jest amerykańską dziennikarką, ale urodziła się w Seulu. W wieku 13 lat wraz z rodzicami przeprowadziła się do Nowego Jorku. W Korei Północnej była dwukrotnie: pierwszy raz jako dziennikarka, a po paru latach wróciła w charakterze nauczycielki angielskiego. Została zatrudniona w elitarnej szkole Pjongjańskim Uniwersytecie Naukowo-Technicznym (PUST). Uniwersytet ten jest wyjątkowy, ponieważ wykładają na nim prawie wyłącznie obcokrajowcy, zaś wszystkie zajęcia odbywają się w języku angielskim. Jest to szkoła przeznaczona przede wszystkim dla dzieci koreańskiej elity: członków partii, naukowców, lekarzy i wojskowych.
Kim Suki pojechała tam tylko i wyłącznie w celu napisania tej książki, pod przykrywką nauczycielki języka angielskiego sporządzała notatki potrzebne do jej napisania. „Pozdrowienia z Korei” zaszkodziła wielu osobom i potencjalnie mogła doprowadzić do aresztowania pracujących w niej nauczycieli-misjonarzy, a ostatecznie nawet zamknięciem Kim. Wiele osób zarzuca Kim, że podszywając się pod nauczycielkę i publikując tą książkę postąpiła nieetycznie i wręcz mogła komuś zaszkodzić. Właśnie dlatego powstała książka ta ma wielu przeciwników.
To, co dla nas wydaje się być totalnym absurdem, w Korei Północnej jest rzeczą świętą. Doskonałym przykładem jest kult Wielkiego Wodza. Kim Dżong Il był dla Koreańczyków bogiem wszechmogącym, a jednocześnie ukochanym ojcem, dla którego zrobiliby wszystko. Teraz jego miejsce zajmuje syn „ukochanego Wodza”. Studenci potrafią nieruchomo w czasie sześciogodzinnych wart pod świątynią wielkiego “Słońca XXI wieku” – na mrozie, chłodzie, deszczu czy słońcu. Mieszkańcom Korei Północnej od dziecka wpaja się miłości do wodza, jest to ich nie tylko najważniejszy obowiązek, ale przede wszystkim wielki zaszczyt. Autorka spędziła w Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej (KRLD) dwa semestry w roku 2011. Poznała kulturę i zasady działania reżimu Korei Północnej od środka. Jednak nie do końca poznała całą prawdę, gdyż Korea skrzętnie skrywa swoje prawdziwe oblicze przed obcymi wpływami i oczami. Nie tylko władza, ale też sami studenci z łatwością kłamią prosto w oczy, w najbardziej błahych sprawach. Można rzec, że kłamstwo wyssali z mlekiem matki.
Książka napisana jest w formie osobistego dziennika. Kim dużo pisze na temat swojego stanu psychicznego, jaki wywołuje w niej mieszkanie w zamkniętym ośrodku w KRLD. Brak możliwości swobodnego wyjścia na zakupy, paranoja związana z obawą przed podsłuchami i ciągła samokontrola wypowiedzi zdecydowanie wpływają na pogorszenie stanu psychicznego wszystkich obcokrajowców. Zwykłe czynności, które dla nas wydają się być oczywistością, w KRLD stają się niewykonalne lub bardzo uciążliwe. Ciekawe jest pokazanie klimatu życia w Korei Północnej i próba wniknięcia w ten świat. Kim zbyt często porównuje Koreańczyków do mieszkańców innych krajów. Koreańczycy w wyniku wieloletniej izolacji i indoktrynacji zupełnie inaczej postrzegają świat i mają zupełnie inne potrzeby niż Amerykanie czy nawet mieszkańcy Korei Południowej. Najbardziej przejmujący był fragment, w którym Suki Kim wraz z innymi nauczycielami, wybrała się na wycieczkę krajoznawczą. Po drodze trafili na ludzi, którzy wyglądali jak duchy: wychudzeni, z szarą cerą, przemęczeni. Prawdopodobnie byli to niewolnicy.
„Pozdrowienia z Korei” to książka o oszukanym życiu młodych ludzi, którzy nie zdają sprawy, na każdym kroku są oszukiwani. I o tym, że kapitalistyczny świat Zachodu oprócz swoich ciemnych stron, ma przede wszystkim wiele zalet. Możemy być wdzięczni, że nasi przodkowie zadbali, abyśmy mieli zagwarantowaną wolność osobistą, swobodny dostęp do informacji i możliwość wyrażania swojego zdania, które w KRLD są tak odległe, a wręcz niemożliwe do osiągnięcia.
Za książkę dziękuję: