Wenecja znajduje się wysoko na mojej podróżniczej liście marzeń. Miałam tam dotrzeć w tym roku, ale wiadomo co pokrzyżowało mi plany. Miasto fascynuje nie tylko swoją oryginalnością i pięknem, ale przede wszystkim niesamowitą historią.
Wenecja określana jest jako miasto papieży i grzeszników, artystów i złoczyńców. Kościoły budowane są tam z pieniędzy ściąganych od prostytutek, a współcześni mafiozi wykradają zwłoki dawnej świętej. Z Wenecji pochodzi najsłynniejszy uwodziciel wszech czasów – Casanova. Wenecja to też miejsce uwielbiane przez wielkich tego świata: malarzy, muzyków, filmowców i pisarzy. To właśnie tutaj każdego roku odbywa się jeden z najważniejszych festiwali filmowych.
Czytałam inne książki Manueli Gretkowskiej, które bardzo mnie urzekły , i które pochłonęłam od razu. Dlatego też nieco się zdziwiłam, że Manuela napisała książkę-przewodnik po Wenecji. Pisarka słynie z odważnych i nietuzinkowych publikacji, natomiast ta o Wenecji jest rozczarowująca – nie ma tego charakterystycznego dla autorki pazura i zacięcia. Mogę nawet powiedzieć, że momentami wiało nudą. Rozdziały są krótkie, z banalnym i powierzchownym opisem ważnych w mieście obiektów, a autorka przeskakuje z miejsca na miejsce, widać tutaj chaos i niespójność. Można odnieść wrażenie, że Manuela napisała tę książkę na zamówienie, w pośpiechu i z niechęcią. Mam wrażenie, że pisarka ciała przekazać za dużo informacji, podzielić się wszystkimi targającymi nią emocjami, ale niestety – co za dużo to nie zdrowo. W rezultacie wyszło masło maślane, które wywołuje mdłości. Jej książkę o Wenecji czyta się bez większych emocji i szczerze powiem, że nie przekonała mnie, żeby kupić bilet, spakować walizkę i choćby dzisiaj tam lecieć. A szkoda, bo Wenecja jest fascynującym miejscem, które można było zdecydowanie lepiej zareklamować.
Zdecydowanym dużym plusem są fotografie autorstwa Poli Pietuchy, czyli córki Gretkowskiej. Zdjęcia są kolorowe i zachęcające do odwiedzenia Wenecji. Ukazane są nie tylko sztandarowe zabytki tego miasta, ale fotografka zabiera nas również na spacer po nieznanych, nieco alternatywnych miejscach Wenecji.
Poprzednie publikacje tej serii, czyli nietypowe przewodniki po wybranych miastach czytało się z zapartym tchem. Książkę o Lizbonie pochłonęłam w dwa dni. Seria „Podroż nieoczywista” jest przepięknie wydana, a oprócz kolorowych zdjęć znajdziemy tam wartościowe i ciekawe treści. No, prawie. „Wenecja. Miasto, któremu się powodzi” jest wyjątkiem, jednak jeśli ktoś przed podróżą do miasta na wodzie chce zainspirować się książką Manueli Gretkowskiej, to jak najbardziej niech to zrobi. Trzeba mieć jednak na uwadze, że będzie to średnio zachęcająca nieoczywista podróż po Wenecji.
Tutaj o innych książkach z serii „Podróż Nieoczywista”:
Za książkę dziękuję: