Na ten koncert długo czekałam. Od kilku lat żywiłam nadzieję, że ta nietuzinkowa artystka w końcu zwita do Polski. No i w końcu ponieważ wczoraj, na Stadionie Narodowym w Warszawie dała spektakularne show, po którym nadal nie mogę wyjść ze zdziwienia i niedowierzania. Ponad 50 tysięcy fanów skakało i śpiewało do najpopularniejszych piosenek, ale to nie wszystko, ponieważ P!nk pokazała swoje drugie oblicze.
Swój występ P!nk zaczęła od spektakularnego wejścia, a konkretniej wkroczyła na scenę wisząc na połyskującym żyrandolu, śpiewając swój wielki hit „Get the party started”, robiąc przy tym dziwne wygibasy i podniebne akrobacje, które (jak się okazało) były jedynie rozgrzewką. Potem zmieniła nieco ton, bo zaśpiewała nieco spokojniejsze piosenki, jak „Just like a pill” czy „Who knew”. W trakcie jej koncertu nie zabrakło takich kawałków jak „Just like fire”, „Fun house”, „Raise your glass” czy „Beautiful trauma”. Jednak w pewnym momencie P!nk pokazała swoje drugie, delikatne oblicze. Ubrana na biało zaśpiewała wiele pięknych ballad zaczynając od (mojej ukochanej) „Try”, „What about us”, „For now” czy a nawet pojawił się cover piosenki „Time after time”. Uwielbiam rozwrzeszczaną i zbuntowaną P!nk, ale w łagodnej i lirycznej wersji również jest znakomita.
W międzyczasie pojawiały się na różne filmiki z życia artystki, w których podkreśla, że równość, tolerancja i wzajemny szacunek są najważniejsze. Jednym z nich zatytułowany „Wemen are strong”opowiada o walce o równe prawa wszystkich kobiet, że wszystkie jesteśmy wspaniałe niezależnie od koloru skóry, rozmiaru ubrań czy koloru włosów. Jednak najbardziej wzruszającym był ten o córeczce artystki, Willow, która również w pewnym momencie pojawiła się na scenie. Mała Willow uważała, ż ejest najbrzydszym dzieckiem na świecie, bo wygląda jak chłopak z długimi włosami. Po tym artystka przygotowała prezentację swojej córce, na temat piękna i jego wyobrażenia. Za przykład podała Michela Jacksona, Annie Lenox, Eltona Johna czy Georga Micheala, którzy nigdy nie wpisywali się w narzucony kanon piękna, a mimo to zrobili oszałamiające kariery i podbili serca milionów ludzi. Również sama P!nk uważana była za zbyt chłopięcą, zbyt umięśnioną i mało seksowną kobietę, ale ona nie przejmowała się tym zbytnio i zawsze robiła swoje. Chwała jej za to.
Zabrakło mi kilku ważnych piosenek, jak np. „Sober”, „Don’t let me get me” czy „Trouble”. Jednak największą petardą bez wątpienia była ostatnia piosenka „So what”, przy której dosłownie fruwała nad zgromadzoną publicznością. Zapięta w uprząż, wykonała cyrkowe akrobacje na wysokości, przez które serce momentami zamierało. Co więcej – cały czas przy tym śpiewała. Po tym występie zszokowana publiczność długo nie mogła dojść do siebie, bo długo po zakończeniu koncertu biła brawa i domagała się więcej. Ale niestety, to był już koniec. Ten koncert na długo pozostanie w mojej pamięci i sercu. Czekam na kolejną wizytę artystki w Polsce.