Europa · Słowenia · W podróży

Bled. Opowieść o pewnej miłości

„Stare słoweńskie powiedzenie mówi, że kiedy świat został stworzony, każdy kraj otrzymał coś własnego: jeden kraj góry, inny morze, jeszcze inny niekończące się równiny, a inny gęste lasy. Na koniec, kiedy wszystkie kraje poszczyciły się swoimi bogactwami, odezwała się Słowenia: A ja? I wtedy pojawiło się to, co czekało na sam koniec: wszystko, co najlepsze! Wystarczyłoby tego, aby stworzyć jeszcze jeden świat. Wszystko to zostało połączone przez ostatni, najważniejszy element: garść miłości. Miłość ta miała szczególną moc. Połączyła morze i góry, lasy i wody, pola i winnice, bogactwa podziemi i światło nieba – w ten sposób wszystkie te cuda zetknęły się ze sobą w Słowenii. Dzięki tej bliskości zamieniły one początkowe zauroczenie w trwałą, zieloną miłość; dzięki swojemu istnieniu wzbudziły aktywną chęć szukania dobra; dzięki przeżyciom jakie umożliwiają, wzmogły zdrowy rytm serca.”*

Chociaż minął już miesiąc, mentalnie nadal jestem w Słowenii, dlatego też będę Wam opowiadała właśnie o tym kraju. Dzisiaj będzie o pewnej małej miejscowości, dla której totalnie straciłam głowę. W tejże miejscowości znajduje się jezioro z malutką wysepką pośrodku. Mowa oczywiście o Jeziorze Bled, królestwie natury, znajdującego się u podnóża Alp Julijskich, które jest obrazem do raju. Trudno się z tym nie zgodzić patrząc na te widoki.

Co trzeba zrobić będąc nad Jeziorem Bled:

  • Obejść jezioro

Początkowo myślałam, żeby obejść jezioro wokół, będę musiała poświęcić na to dwa dni. Jak się okazało, zajęło mi to 3 godziny 🙂 Spacer trwałby krócej, ale ja co chwilę stawałam i robiłam zdjęcia, jednak nie ma się co dziwić 🙂

 

  • Wspiąć się na punkty widokowe

Ja z moją marną kondycją fizyczną wprost uwielbiam gdziekolwiek się wspinać 🙂 Zachęcona i podekscytowana widokami z licznych pocztówek i obrazów widniejących w centrum miasteczka postanowiłam, że muszę zobaczyć je na własne oczy.  Pierwszy punkt widokowy, zwany Ojstricą (611 m) to ten najpopularniejszy i najliczniej oblegany przez turystów. Na środku znajduje się ławeczka, na której (jeśli się ma szczęście) można przycupnąć, odpocząć po trudach wspinaczki (która nie jest wcale taka łatwa zwłaszcza przy końcowym podejściu) oraz podziwiać widok na jezioro i okolice.

Po kilkunastu minutach odpoczynku zdecydowałam, że idę dalej – na Małą Osojnicę (685 m). Spragniona piękniejszych widoków pognałam wyżej. Idąc sobie spokojnie w pewnym momencie zatrzymałam się by zaczerpnąć powietrza i rozejrzałam się wokół: ja sama stojąca pośrodku lasu – scena niczym z jakiegoś horroru. Nie zniechęcił mnie nawet uciekający w popłochu zaskroniec (?), który wyłonił się wprost spod mojej stopy. Gdy dotarłam na górę, zaparło mi dech w piersiach. Widok (a może wysiłek?) wprost zwalił mnie z nóg. Ku mojemu zaskoczeniu na Małej Osojnicy byłam sama, nikt nie zdecydował się na podziwianie cudownego krajobrazu z tej perspektywy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie będę mieć żadnego przyzwoitego zdjęcia, bo kto mi miałby takie zrobić? Pogrążona w rozpaczy, w akcie desperacji narobiłam sobie milion nijakich selfików. Następnie usiadłam na ławce i przez 20 minut dumałam nad życiem i rozkoszowałam się widokiem. Niespodziewanie ktoś się zjawił! Były to dwie Azjatki, które dotarły na szczyt w… (nomen omen) japonkach! Nie muszę chyba wspominać, że po drodze trzeba było się wspiąć po skałkach, a o ukrytym zaskrońcu ukrytym pod zeschłymi liśćmi, który przyprawił mnie o palpitacje serca chcę szybko zapomnieć. Koniec końców – mam pamiątkowe zdjęcia 🙂

  • Zjeść kremówkę

Kremówki z Bledu owiane są sławą. Pierwsze kremówki powstały w Hotelu Park w 1953 roku i do dnia dzisiejszego wykonywane są z tego samego przepisu. Każdego roku powstaje tam ponad 500 tysięcy kremówek. Potwierdzam – są przepyszne!

  • Pojechać do wąwozu Vintgar

Niestety ja miałam pecha. Okazało się, że wąwóz jest w remoncie (znaczy jego infrastruktura) i wejście do niego było niemożliwe do drugiej połowy maja. Nieco zasmucona tym faktem znalazłam jednak alternatywę. Wraz z przypadkowo poznaną Malezyjką udałyśmy się na 20 km „spacer” do miejscowości Zasip. W informacji turystycznej powiedziano nam, że z drugiej strony wąwozu jest wodospad i tam można spokojnie iść. Sam wodospad nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, ale droga prowadząca do niego była bardzo malownicza 🙂

  • Popłynąć stateczkiem na wyspę

Będąc w Bledzie, warto popłynąć  na miejscową wysepkę, charakterystyczną łodzią zwaną pletnja. Dzwon kościoła znajdującego się tam jest symbolem spełnionych życzeń. Jak mówi legenda, dzwon, który wykonała młoda wdowa ku pamięci swojego męża, spadł na dno jeziora, a kobieta udała się do zakonu. Jednak jej życzenie się spełniło: dzwon później trafił na wyspę, został poświęcony przez samego papieża i do dziś dzwoni ku chwale miłości i jest symbolem spełnionych życzeń.

Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście są moją własnością, chyba że zaznaczono inaczej. Kopiowanie i używanie bez mojej zgody jest zabronione.

*znalezione w folderze turystycznym.

48 myśli na temat “Bled. Opowieść o pewnej miłości

  1. Naprawdę pięknie tam. Aż zaczęłam rozmyślać, bo nigdy nie rozważałam podróży do Słowenii

  2. Niesamowicie klimatyczne miejsce! Uwielbiam jeziora, zawsze wraz z najbliższą okolicą tworzą takie odrębne światy… i uwielbiam obchodzić je wokoło. 😉

  3. Wspaniała relacja i zdjęcia. Słowenię miałam okazję widzieć raz i to w dodatku przejazdem. Ale ten krótki czas wystarczył, żeby mnie urzekła. Ten kraj ma wspaniałe krajobrazy 🙂

  4. Jeja jak tam pięknie. Jeszcze nie byłam w Słowenii. A ta przypowieść jest wspaniała.

  5. Przepiękne miejsce i zdjęcia 😍
    Warto było się wspinać by później dzielić się z innymi takimi „fajnosciami” 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s