Od początku istnienia ludzkości wojny zawsze towarzyszyły. Żyjemy w niestabilnych czasach, które mogą zaprowadzić nas do kolejnego globalnego konfliktu. W dzisiejszych czasach wojny niestety nadal się toczą, co prawda na mniejszą skalę, ale setki tysięcy ludzi przez to cierpi. Syria, Palestyna, Jemen czy Ukraina – to tylko kilka państw, które aktualnie doświadczają tragedii i okrucieństwa wojny.
„25 milionów iskier. Nieznane historie przedsiębiorczości uchodźczyń” to opowieść o kobietach, które zmieniają swój świat. W obozie Az-Zatari, w mieszkalnych kontenerach na skraju pustyni, żyje ponad 150 tysięcy syryjskich uchodźców i uchodźczyń. W tych trudnych warunkach trzy przedsiębiorcze kobiety, stawiając czoła przeszłości, dążą do realizacji swoich pasji i spełnienia marzeń. Jasmina zakłada studio urody i salon ślubny, Asma prowadzi edukację czytelniczą dla dzieci, a Malak, młoda artystka, ozdabia mury obozu kolorowymi malunkami. Narracja, dopełniona pracami Malak i poezją Asmy, wykracza poza opowieść o Az-Zatari, by zgłębić zjawisko uchodźczej przedsiębiorczości na całym świecie. Andrew Leon Hanna oddaje głos tym trzem kobietom, pokazuje ich siłę, zaradność i determinację. Siłę do walki o siebie i innych, do walki o przyszłość, o coś lepszego.
„25 milionów iskier. Nieznane historie przedsiębiorczości uchodźczyń” to piękna i inspirująca opowieść, dająca nadzieję na lepszą przyszłość. Pokazuje, że pomimo okrucieństwa i tragedii wojny, pojawia się iskierka nadziei na lesze jutro. Jednak jest jedno „ale”, no może trochę więcej niż jedno. Opowieść Andrew Leona Hanna jest mocno subiektywną opinią, tylko z jedną stroną medalu. Autor twierdzi, że wręcz z otwartymi ramionami powinniśmy witać i zapraszać wszystkich uchodźców/imigrantów. Z narracji tego reportażu wynika, że przed przybyciem uchodźców/imigrantów, rdzenne społeczeństwa po prostu wegetowały, beznadziejnie czekając aż nowi przybysze rozruszają gospodarkę i ekonomię, nadadzą sens ich smutnej i pustej egzystencji. Zdaniem autora każdy nowy obywatel to istny bizmesmen, z głową pełną pomysłów na własną firmę, zakładający własną działalność gospodarczą, na którą wszyscy czekają. Że multi-kulti to wspaniała rzecz, bo to ogromne ubarwienie społeczne. Jasne, jest to pewne ubarwienie, ale tylko wtedy, gdy uchodźcy/imigranci zechcą asymilować się z obywatelami i dostosowywać do zasad i praw panujących w ich nowym kraju. Nie zaś budować getta/fawele, do których nawet lokalna policja boi się wejść albo narzucać reszcie własną kulturę i zasady. Autor nie wspomina o mrocznej stronie emigracji jak przestępczość, bieda i bezdomność, życie na koszt państwa i obywateli czy też terroryzm. Bo niestety taka jest rzeczywistość.
Trochę jestem rozczarowana tym reportażem. Przede wszystkim jednostronnością autora. I ostrą krytyką wszystkich państw, które nie wpuszczają uchodźców/imigrantów. Dostało się nawet Polsce za to, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. Jasne, trzeba pomagać, ale w miarę własnych możliwości. Na pewno nie na szkodę własnych obywateli. Poza tym nie można wpuszczać każdego, tym bardziej bez jakiejkolwiek weryfikacji tej osoby. Co więcej, Europa nie jest w stanie pomieścić przybyszy z całej Afryki, Azji i Biskiego Wschodu. Wracając do książki Andrew Leona Hanna, mimo wszystko to wzruszający hołd dla ludzkiej wytrwałości i determinacji, wezwanie do wzajemnego zrozumienia i szacunku ponad podziałami. Autor pokazuje, że warto wzniecać iskierki nadziei, nawet gdy świat wydaje się pogrążony w ciemności. Książka, która wzbudza wiele emocji i otwiera oczy na politykę, ludzi i niewinne ofiary.

