Armenia · Azja · W podróży

Erywań. Niespieszny spacer po różowym mieście

Armenia zamarzyła mi się na majówkę 2020 roku. Naturalnie nigdzie wtedy nie pojechałam, wiadomo z jakich powodów. Podróż tę przerzuciłam na październik tego samego roku, ale pandemia trwała w najlepsze i wszystkie loty zostały zawieszone. Zrezygnowałam i stwierdziłam, że poczekam na „lepsze” czasy. No i te czasy nastały pod koniec sierpnia 2023 roku 🙂 W końcu zawitałam w ostatnim kraju na Kaukazie, który mi pozostał.

Wiele osób nie wie nawet gdzie znajduje się Armenia, a o stolicy to już w ogóle mało kto słyszał. Mnie ciągnie do takich miejsc, lubię nieoczywiste kierunki i „dziwne” atrakcje 🙂 Nie mówię, że Armenia jest dziwna, po prostu nie jest popularnym kierunkiem turystycznym. A szkoda, bo to interesująca destynacja z wieloma niesamowitymi widokami. Pierwszym miejscem, do którego zawitamy jest Port Lotniczy w Erywaniu, który jest jedynym międzynarodowym lotniskiem w tym kraju. O ile przybywacie samolotem z Polski. Może to, co teraz napiszę będzie nieco cebulakowym myśleniem, ale sądziłam, że będzie to zaniedbane i biedne poradzieckie miasto, a tymczasem zastałam tam czystą, bezpieczną i poukładaną stolicę, ze świetną atmosferą. No i te budynki zbudowane z różowego tufu (wulkanicznej skały o różanym zabarwieni – naturalny budulec w Armenii) nadają miastu niesamowitego uroku.

Armenia skrywa wiele perełek, a jedna z nich jest stolica kraju, Erywań. Ormianie mówią (i podkreślają na każdym kroku), że ich metropolia jest najstarszym starożytnym miastem na świecie. Starszym niż sam  Rzym. Zostało założone już w 782 roku p.n.e. jako Erebuni, a kilka dni temu Erywań „świętował” swoje 2805 urodziny 🙂 W samym mieście na próżno szukać antycznych pozostałości, bowiem nic takiego tam nie ma. Jedynie pod Erywaniem znajduje się twierdza Erebuni, która świadczy o wieku tego miasta. Ja do twierdzy niestety nie dotarłam, bo zabrakło mi jednego dnia w samej stolicy, dlatego też nie znalazła się na mojej poniższej liście atrakcji stolicy Armenii.

Zapraszam na spacer po Erywaniu 🙂

Kaskady

To zdecydowanie najfajniejsze miejsce w całym mieście. To również jeden z symboli miasta i wizytówka Erywania. Ten ciekawy obiekt prezentuje się świetnie zarówno za dnia, jak i nocą. Niby to schody, a jednak pomnik. Budowa Kaskad rozpoczęła się w latach 70. XX wieku, ale z powodu braku środków finansowych została przerwana i do tej pory nie ukończono. Kaskady składają się z prawie sześciuset schodków i pięciu głównych kondygnacji. Schody łączą górną część miasta z dolną. Wejdziemy nimi na 302-metrowe wzgórze, skąd rozpościera się imponujący widok nie tylko na samo miasto, ale przede wszystkim na górę Ararat. Schody urozmaicono wodnymi kaskadami i fontannami, na każdych z pięciu platform. Na „piętrach” znajdziemy również płaskorzeźby stworzeń morskich, ciekawych rzeźb (np. trzech pływaków) i chaczkar – charakterystycznych ormiańskich, rzeźbionych płyt nagrobnych. Jeśli komuś nie chce się wspinać o własnych siłach, po boku (w zabudowaniu) znajdują się schody ruchome, którymi również możemy dostać się na górę. Jest tam też kilka pomieszczeń – organizowane są w nich czasowe wystawy. Jeśli zdecydujemy się na tę opcję, to nie będziemy podziwiać ani widoków, ani tych wszystkich ciekawych ozdób. Na najwyższym poziomie planowana była budowa szklanego muzeum, jednak nie doszło do sfinalizowania tego zamysłu. Zamiast tego, odcinek na sam szczyt musimy pokonać bokiem, po prowizorycznych „ścieżkach”. Zamiast muzeum znajduje się tam Iglica Pięćdziesięciolecia. Warto tam wybrać się na chwilę przed zachodem słońca, aby podziwiać i delektować się pięknym światłem znikającego za horyzontem słońca. Wieczorami na samych Kaskadach, jak i ich okolicy toczy się intensywne życie nocne.

Park Zwycięstwa i Matka Armenia

Jak już dotrzemy do Iglicy Pięćdziesięciolecia i nasycimy się widokami, możemy udać się na drugą stronę ulicy, gdzie znajduje się Park Zwycięstwa a w nim pomnik Matki Armenii. Park Zwycięstwa to ulubione miejsce mieszkańców na odpoczynek i nieco rozrywki dla dzieciaków, bo jest tam wesołe miasteczko. Z parku również rozpościera się zacny widok na miasto – z każdej strony możemy je podziwiać. Sam park nie robi jakiegoś specjalnego wrażenia, może tylko tyle, że jest duży i na jego terenie porozstawiane są wojskowe pojazdy. To, co przykuwa uwagę to górujący nad miastem ogromny, 22-metrowy pomnik Matki Armenii. Trzyma ona w obu dłoniach sporych rozmiarów miecz i z zaciętym wyrazem twarzy jest zwrócona w kierunku Turcji. Co ciekawe, wcześniej do roku 1967 na jej miejscu stał posąg Józefa Stalina! Na dole pomnika mieści się Muzeum Wojskowe. Wstęp jest bezpłatny, ale warto zostawić jakiś dobrowolny datek. Niestety kiedy ja byłam na szczycie, muzeum było już zamknięte 😦

Plac Republiki

Pierwszy raz zobaczyłam Plac Republiki pod osłoną nocy. I urzekł mnie od pierwszej chwili. To nic, że tysiące ludzi wokół podziwiało spektakl tańczących fontann. Rozbrzmiewają wtedy dźwięki muzyki klasycznej, filmowej, a także kawałki różnych nurtów, takich jak pop, rock czy jazz. Budynki pięknie oświetlone robią wrażenie. Plac Republiki (Hanrapetutian) uznawany jest za główny plac w stolicy. Został on zaprojektowany przez architekta Aleksandra Tamaniana, a  wyróżnia go jest zaokrąglony kształt i specyficzny kolor otaczających go budynków. Elegancko odremontowany plac otacza siedem zbudowanych z tufu wulkanicznego budynków, pełniących różne funkcje rządowe i kulturalne. Są to m.in. główna siedziba Rządu, Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Muzeum Historii Armenii, Galeria Narodowa, hotel Marriott czy poczta główna. To właśnie tutaj odbywają się ważne uroczystości państwowe, a także parada wojskowa z okazji Dnia Niepodległości. Moim skromnym zdanie miejsce to zdecydowanie lepiej prezentuje się nocą niż w ciągu dnia.

Cicernakaberd i Muzeum Ludobójstwa Ormian

To bardzo ważne miejsce dla wszystkich Ormian. Czuć tam nostalgię, zadumę i spokój. To rozległy teren na wzgórzu Cicernakaberd znajduje się nieco na uboczu i trzeba się trochę napocić, żeby się tam dostać. Miejsce to upamiętnia ludobójstwo Ormian, które zostało dokonane przez Turków w latach 1915-1917. Szacuje się, że zginęło nawet 1,5 mln osób. Co najtragiczniejsze, do dzisiaj Turcja nie przyznaje się do tego ludobójstwa, co od ponad 100 lat jest kością niezgody pomiędzy tymi krajami. Wzgórze Cicernakaberd to miejsce pamięci, które składa się z trzech części. Pierwszą jest 44-metrowy obelisk, widoczny z wielu punktów miasta. Obok niego stoi 12 pochylonych kamiennych bloków, które mają symbolizować 12 utraconych prowincji ormiańskich. Wewnątrz tego kręgu pali się wieczny ogień, wokół którego składane są świeże kwiaty. Drugą część stanowi 100-metrowa ściana, na której zapisano nazwy spacyfikowanych miejscowości. W podziemiach mieści się również muzeum, gdzie można zapoznać się bliżej z wydarzeniami z 1915 roku i wcześniejszymi, jakie poprzedzały masakrę. Tragiczna historia, związana z wydarzeniem sprzed 100 lat, jest przedstawiona w sposób obiektywny i łatwo przyswajalny. Klimatu dodają jeszcze drzewa pamięci, sadzone przez przywódców krajów, jakie uznały ludobójstwo dokonane przez Turków. Wstęp na wzgórze i do muzeum jest darmowe.

Narodowa Opera Armeńska i Plac Wolności

W samym centrum Erywania, na Placu Wolności stoi okrągły budynek, w którym znajduje się Teatr Opery i Balet. Została otwarta w roku 1933, a następnie dwukrotnie rozbudowywana, najpierw w 1940 i potem w 1953 roku. Plac Wolności jest  od dawna miejscem, w którym odbywają się wszelkie demonstracje, manifestacje i protesty. I ja akurat na taki protest trafiłam 🙂 Niedaleko Opery znajduje się bardzo dużo drogich kawiarenek, które stanowią jedno z głównych miejsc spotkań mieszkańców. Pomiędzy nimi wśród drzew znajdziemy natomiast Jezioro Łabędzie. To fajne miejsce, żeby usiąść na trawie, pokontemplować i odetchnąć przed dalszym eksplorowaniem miasta.

 

Błękitny Meczet Centralny

Chociaż Armenia jest bardzo katolickim krajem, to w centrum stolicy znajdziemy meczet. I to nie byle jaki. Umiejscowiony jest w samym centrum miasta, a pośród zgiełku i hałasu ulic jawi się niczym oaza ciszy i spokoju. Powstał w roku 1765. W czasach Związku Radzieckiego był siedzibą miejskiego muzeum, a następnie odrestaurowany dzięki pomocy Iranu. W środku nie robi specjalnie wrażenia, a cała robotę robią zewnętrzne ozdoby. Świątynia jest pięknie zdobiona mozaikami w odcieniach niebieskiego i wysoką na 20 metrów kopułą oraz o cztery metry wyższym minaretem. Budynek okala niewielki ogród, a w podcieniach wokół placu można zobaczyć wystawę irańskiej ceramiki. Meczet można zwiedzać za darmo w określonych godzinach i trzeba pamiętać o odpowiednim stroju. Warto wiedzieć, że jest to jedyna muzułmańska świątynia w całym kraju.

Kościół Katoghike

Nie przepadam za kosciołami, ale do tego musiałam zajrzeć 🙂 To najstarszy kościół w Erywaniu, a jego nazwa oznacza „ogólny”, „powszechny” i jest używana na określenie głównej świątyni danej miejscowości. Jak cały Erywań, również i świątynia zbudowana jest z różowego piaskowca. Maleńka, wielkości kaplicy, z poczerniałymi od starości ścianami z niegdyś różowego tufu wulkanicznego, Katogike oraz znacznie większa od niej nowiutka, chociaż w tradycyjnym stylu architektonicznym katedra p.w. św. Anny. Dzieli je od siebie niespełna metr odległości i blisko 8 wieków niezwykłej historii. Świątynia ma burzliwą historię, bowiem w 1679 roku została zniszczona w trzęsieniu ziemi, a w 1936 władze radzieckie zdecydowały o rozbiórce kościoła, aby zrobić miejsce dla bloków mieszkalnych. Dopiero protesty mieszkańców i środowiska naukowego uchroniły go od zniszczenia. Po uzyskaniu przez Armenię niepodległości w 1991 roku, kościołowi przywrócono funkcje religijne.

Ararat Muzeum

Nie przepadam za koniakiem i tego typu alkoholami. Armenia słynie z wyrobu tego trunku, a więc grzechem byłoby go nie spróbować. Ararat to najpopularniejszy ormiański koniak, produkowany w erywańskiej fabryce nieprzerwanie od 1887 roku. To najchętniej spożywany, mocny alkohol w Armenii – ludzie piją go z dumą i właściwym kunsztem. W samym Erywaniu znajdują się dwie fabryki koniaku: Noy i wspomniany Ararat, praktycznie naprzeciwko siebie. Obie organizują również wycieczki po muzeum wraz z degustacją ich wyrobów. Ja wybrałam jednak markę Ararat. Przyznaję, że bilet nie był tani (ok. 70 zł), ale dlatego, że wybrałam tour z degustacją najnowszych, nieco fikuśnych koniaków. Samo muzeum nie jest jakieś imponujące. W niewielkim pomieszczeniu znajduje się wszystko, co trzeba wiedzieć. Pani przewodniczka oprowadza kameralne grupy i po kolei opowiada o produkcji winogron, powstawaniu koniaku, o historii fabryki, itp. To, co najbardziej mnie urzekło (poza samą degustacją :P) to beczki z koniakiem znanych osobistości ze świata polityki, a wśród nich znajdują się te z polskim akcentem – należące do byłych prezydentów: Lecha Wałęsy i Bronisława Komorowskiego. W drugim pomieszczeniu, które mnie urzekło znajdowała się jedna baryłka z koniakiem, jak podkreślała pani przewodnik – najważniejsza dla nich. Ormianie maja ją otworzyć dopiero wtedy, kiedy zakończy się konflikt z Azerbejdżanem o Górski Karabach i wspólnie z Azerami będą celebrować ten moment. Jeśli chodzi o samą degustację, to była ciekawa, ale nadal nie jestem fanką koniaku, chociaż kupiłam jedną butelkę muzealnym sklepiku 🙂

Bazar Wernisaż

W całym mieście próżno szukać sklepów z pamiątkami. I dobrze, i źle. Miasto nie jest zawalone straganami na ulicy i nikt nie zaczepia proponując „good price”. Źle, bo jeśli faktycznie chcemy coś przywieźć, musimy iść na drugi koniec miasta, na pasaż Wernisaż (Vernissage). I to typowy bazar pod turystów, na którym są tylko i wyłącznie same pamiątki. Nie znajdziemy żadnych piekarni, sklepów mięsnych czy spożywczaków. Zamiast tego wystawcy maja lokalną ceramikę, starocie, magnesy, ręcznie malowane torby płócienne czy metalowe kociołki do parzenia kawy. Sam bazar jest ogromny, byłam zaskoczona. Sądziłam, ze będą tam cztery stragany na krzyż, a tu takie zaskoczenie, prawdziwy raj dla kolekcjonerów pamiątek 🙂 Co ciekawe, na straganach nie znajdziemy typowego chińskiego dziadostwa, ale sporo prawdziwych perełek. Ceny są różne, ale da się utargować „good price” z właścicielami.

Erywańskie metro

Jechałam metrem w kilku byłych radzieckich republikach. I każda stacja metra mnie urzekła, bo to prawdziwe podziemne dzieła sztuki. Również i erywańskie stacje metra są piękne. Jeśli chcecie zrobić zdjęcia, musicie uważać, żeby nie przyuważyli Was pracownicy. Mnie niestety jedna Pani „przyłapała” na fotografowaniu, czego nie można robić. Swoją droga nie rozumiem tego, bo przecież mają czym się chwalić. W każdym razie zatrzymała mnie i kazała wykasować wszystkie zdjęcia, które tam zrobiłam. Skasowałam, bo nie chciałam mieć żadnych nieprzyjemności z armeńską policją, ale na szczęście udało mi się je odzyskać. Najciekawsze jest to, że zamiast biletów na przejazd ciągle sprzedaje się tam plastikowe żetony 🙂

Erywański street art

W Erywaniu całkiem nieźle miewa się sztuka uliczna. Na każdym kroku można zobaczyć ciekawe murale czy inne uliczne ozdoby 🙂

Gdzie zjeść?

Przyznam szczerze, że przez większość mojego czasu w Armenii byłam poza Erywaniem, a więc nie gościłam często w tamtejszych knajpach. Byłam w dwóch restauracjach i dlatego tylko te dwie z czystym sumieniem mogę Wam polecić 🙂

Caucasus Tavern

To jedna z najpopularniejszych restauracji w Erywaniu. Polecana każdemu turyście i w sumie to rozumiem dlaczego 🙂 Restauracja serwuje dania kuchni kaukaskiej. Menu bogate jest w przeróżne dania, a i wystrój restauracji również nawiązuje do tego regionu. Wygląda gustownie i wydaje się droga, ale wcale taka nie jest. Ja byłam w niej dwa razy, a więc o czymś to świadczy 🙂 Osobiście jestem wielbicielką kuchni gruzińskiej, a więc khinkali i chaczaputri musiało być 🙂 Do tego lampka domowego wina i staje się najszczęśliwszą kobieta pod słońcem 🙂 Za chaczapuri, kebab, sałatkę warzywną, smażone (!) khinkhali oraz dwie lampki wina ja i mój współtowarzysz zapłaciliśmy łącznie w przeliczeniu 80 zł. Następnego dnia zamówiłam bardzo podobny zestaw, ale z chaczapuri adżerskim i bez kebaba, z sałatką i kieliszkiem wina i wyszło za to niecałe 50 zł w przeliczeniu. Podsumowując: jest pysznie, dużo, tanio i miło 🙂

Adres: 82 Hanrapetutyan St, Yerevan 0010, Armenia

Lahmajun Gaidz

Chciałam zjeść coś armeńskiego, a więc chciałam spróbować lahmajun – ten tradycyjny placek/naleśnik składa się z bardzo cienkiego ciasta oraz mięsnego nadzienia. Taki ichniejszy fast food. Znalazłam wysoko oceniane miejsce niedaleko mojego hotelu. Miejsce to nie jest dobrze oznaczone i wygląda jak… speluna. To taki podrzędny bar, ukryty gdzieś pośród blokowiska. Zachęcona pozytywnymi opiniami na Google’u, niepewnie weszłam do środka. No szału nie było – kilka stolików, bez obrusów, a całe pomieszczenie bez zbędnych ozdóbek czy nawet obrusów. Na tablicy widniało chyba z 20 rodzajów lahmajuna – wegetariańskie, mięsne, wegańskie. Co więcej – bo to nie jest takie oczywiste – menu było w języku armeńskim i angielskim. Wybrałam z oliwkami, pesto i serem i znalazłam się w kulinarnym raju! O mamo, jakie to było pyszne! Ceny są naprawdę przystępne, lahmajun są doskonałe i świeże. Właściciel bez problemu mówi po angielsku. Za ten „placek” zapłaciłam niecałe 10 zł, a najadłam się tak, że ledwo wytoczyłam się z knajpki 🙂 Szkoda, że poszłam tam mojego ostatniego dnia pobytu, bo inaczej przychodziłabym tam częściej. I tu doskonale sprawdza się powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce”.

Adres: 9, 9 Tumanyan St, Yerevan, Armenia

Czy Erywań jest bezpieczny?

Większość miejsc, w których byłam, odwiedziłam solo i na własna rękę. Również te „dziwne” miejsca. Sama też zaplanowałam swoją podróż do i po Armenii. No i tu się nasuwa pytanie – czy to kraj bezpieczny dla solo podróżującej, białowłosej niewiasty o jasnej cerze? Zwłaszcza stolica kraju, która jest przecież metropolią (na tamtejsze realia). Już spieszę z odpowiedzią: zarówno Erywań, jak i cała Armenia jest BARDZO bezpieczna. Nikt się na mnie nie gapił (jak to było w Azerbejdżanie), nikt nie zaczepiał, nie gwizdał czy w jakikolwiek inny sposób nagabywał. NIC. Nawet idąc wieczorem po mieście nie czułam żadnego lęku. Mieszkańcy tego kraju są mili i pomocni, a większość Ormian mówi po angielsku, więc swobodnie można było się dogadać.

Wszystkie zdjęcia umieszczone w tym poście są moją własnością, chyba że zaznaczono inaczej. Kopiowanie i używanie bez mojej zgody jest zabronione.

Jeśli podobał Ci się mój wpis, albo czujesz się zainspirowana/y to zostaw komentarz lub lajka. Możesz także pomóc w rozwoju bloga niewielką wpłatą – symbolicznym kosztem kawy! Z góry dzięki! 🙂

5 myśli na temat “Erywań. Niespieszny spacer po różowym mieście

  1. Twoja podróż do Erywania brzmi niesamowicie! Opisy i zdjęcia sprawiają, że mam wrażenie, jakbym samemu brało się udział w spacerze po tych miejscach. Kaskady wyglądają imponująco, a Matka Armenia to prawdziwie monumentalna rzeźba. Plac Republiki nocą musi być zachwycający! Dzięki za podzielenie się tymi wrażeniami! 📸

  2. Most Zwycięstwa (Haghtanak) to historyczna konstrukcja nad rzeką Hrazdan, łącząca centrum z dzielnicą Malatia-Sebastia. Zbudowany w 1945 roku, oferuje piękne widoki na wąwóz rzeki i okoliczne wzgórza. Spacer po moście jest bezpłatny i bezpieczny, choć ruch samochodowy bywa intensywny, więc należy zachować ostrożność. W pobliżu znajduje się fabryka koniaku Ararat, co pozwala połączyć zwiedzanie. Bezpieczeństwo w Erywaniu, w tym w takich miejscach, jest na wysokim poziomie, a most jest popularny wśród fotografów. Wieczorem okolica jest dobrze oświetlona, co sprzyja spacerom. Most to symbol powojennej odbudowy Armenii i ciekawy punkt na mapie miasta, szczególnie dla miłośników architektury.

Dodaj odpowiedź do TosiMama Anuluj pisanie odpowiedzi