Kultura japońska nigdy specjalnie nie zaliczała się do mojego kręgu zainteresowań. Nigdy też nie marzyłam, żeby polecieć do Japonii. Za to jestem wielką miłośniczką reportaży, dlatego z zainteresowaniem sięgnęłam po książkę Karoliny Bednarz. Tym bardziej, że jest to książką napisana przez kobietę o innych kobietach. Szczerze powiem, że jestem nią przerażona.
Japonia – kraj samurajów, gejsz i supernowoczesnych technologii. To jeden z najbardziej rozwiniętych państw świata. Jednak tamtejsze kobiety nie mają łatwego życia. Wydawać by się mogło, że w życie w tym kraju jest lekkie, społeczność zmaga się z innymi problemami niż my, a maszyny ułatwiają każdą czynność. Nic bardziej mylnego. Na każdym kroku Japonki muszą zmagać się z dyskryminacją, podwójnymi standardami i nierównością płci. Kobiety, które nie spełniają społecznych wymogów, nazywa się różnie: „przegranymi psami”, „kobietami kamieniami” czy „świątecznym ciastem”. Do niedawna ideałem było wychowanie „córek w pudełkach” – ukrytych przed zewnętrznym światem, przechodzących z domu rodziców do domu męża. Umierające z przemęczenia kobiety z przędzalni były „kwiatami narodu”, zaś kobiety w biurach nazywano „kwiatami biurowymi”, które przez długi okres czasu traktowane były jak dekorację, którą zmienia się wraz z nową porą roku. Od małego wpaja się dziewczynkom, bez względu na pochodzenie, że mają być grzeczne, łagodne, dyskretne, czyste, pracowite, a przede wszystkim posłuszne swojemu przyszłemu mężowi. Kobiety, które pragną mieć wpływ na rodzinne decyzje, które nie chcą dać się wtłoczyć w ramy, które potrafią odejść od męża, pokłócić się z szefem i tworzyć własne zasady w labiryncie społecznych konwenansów nazywa się „mięsożernymi”. Takich kobiet obawiają się nie tylko sami mężczyźni, ale także inne Japonki. Obawiają się ich siły i determinacji.
Japoński minister zdrowia, pracy i opieki społecznej sam głośno mówi, że kobiety od piętnastego do pięćdziesiątego roku życia nazwał „maszynami do rodzenia dzieci” i stwierdził, że powinny postarać się wyprodukować więcej dzieci na głowę. Molestowanie uznawano za „małą przemoc”, za „coś przykrego”, za „kłopot”. Dopiero w 1994 roku po raz pierwszy odważono się napisać, że molestowanie to przemoc. W szkołach nie prowadzi się edukacji seksualnej – dzieci uczone są podstaw biologii i na tym koniec. Nico o chorobach wenerycznych, antykoncepcji czy seksualnej przemocy. Były premier stwierdził, że młodzież nawet jeśli nie będzie się o tym uczyć, to jak przyjdzie czas, będzie o tym naturalnie wiedzieć. W 2014 roku japoński rząd zabronił posiadania pornografii dziecięcej, ale dopiero w 2017 roku ratyfikował konwencję ONZ przeciwko międzynarodowej przestępczości zorganizowanej. Do tej pory Japonia znajdowała się w jednej lidze z takimi państwami jak Somalia, Iran czy Sudan Południowy. Istne El Dorado, nieprawdaż?
Japonia to tak naprawdę kraj pozorów i udawania. Każdy problem zamiatany jest pod dywan, żeby tylko się nie wydało i nie przyniosło wstydu, czy to konkretnej rodzinie, czy całemu społeczeństwu. Z pracy nie wolno wyjść wcześniej niż szef, bo to przecież nie wypada. Kobiety i młode dziewczynki w drodze do pracy czy szkoły są molestowane, ale nikt się tym za bardzo nie przejmuje. Trędowaci (mimo, że chorobę już dawno pokonali) izolowani są i zamykani w obozach, które nazywane są japońskim Auschwitz. Ofiary zatrucia rtęcią przez wielki koncern muszą milczeć i w samotności zmagać się z własnymi dolegliwościami. Jeśli zaczną ubiegać się o własne prawa czy zadośćuczynienie, zostaną społecznie wykluczone. Aha, no i pod żadnym pozorem nie wolno się przyznawać, że jest się ofiarą. Błędne koło, z którego ciężko się wyrwać.
Jak widać, nie jest to reportaż przeznaczony tylko do miłośników Kraju Kwitnącej Wiśni. Zanim sięgniecie po „Kwiaty w pudełku”, przygotujcie się na mocną i szokującą treść. Ja jestem przerażona. Japonia zawsze jawiła mi się, jako kraj dobrobytu, sprawiedliwości i równości. Może tak jest, ale tylko wtedy, kiedy urodzisz się mężczyzną. Kobiety mają ograniczone prawa, a presja społeczna sprawia, że nie mogą podążać własnym życiem, tylko ścieżka, którą wyznaczyli rodzice. Kobiety pozostają ofiarami dyskryminacji systemowej, seksualnej i ekonomicznej. Są twarzami Cool Japan, symbolem „tradycyjnej” Japonii, ale lepiej, żeby na co dzień pozostawały w cieniu. Są jak kwiaty wyrwane z korzeniami, zamykane w pudełkach, wystawione na pokaz tylko po to, żeby wylądować chwilę później w koszu. Zapomniane błyskotki, chwilowe miłostki. Cholernie to smutne, że w kraju „pierwszego świata” takie rzeczy są na porządku dziennym i póki co, nie widać zmian na horyzoncie.
Za książkę dziękuję: