Ten rok nie zaczął się dobrze. Sylwestra, którego zwyczajnie nie lubię świętować, przegapiłam. Gdy zegary wskazywał godzinę 00:00, ja znajdowałam się gdzieś pomiędzy salą balową a wyjściem na zewnątrz biegnąc, by zobaczyć kolorowe fajerwerki. Niestety słono się przeliczyłam. Ani nie wypiłam lampki szampana o północy, ani nie zobaczyłam sztucznych ogni, gdyż w centrum miasta (a konkretniej na Powiślu), w otoczeniu wysokich budynków zwyczajnie nie było to możliwe. No i nie za dobrze bawiłam się na samej imprezie… Pięknie, pomyślałam. Jaki początek roku, taki cały rok… Na szczęście ta przepowiednia (a raczej zabobon) się nie sprawdziła! Chociaż nie lubię świętować Sylwestra (i powoli przez to staję się monotematyczna co roku pisząc to samo), co dwanaście miesięcy gdzieś czekam na przywitanie Nowego Roku w gronie znajomych. Uważam, że święto to jest przereklamowane, a otoczka towarzysząca temu dniu jest co najmniej sztuczna.
Ale mniejsza z tym. Uważam, że rok 2015 był jednym z moich najlepszych w życiu, jeśli nie najlepszy. Mając 17 lat myślałam, że za 10 lat moje życie będzie powoli się kończyć i powinnam szykować się do przejścia na tamten świat 🙂 🙂 No cóż, przyznaję – jako nastolatka miałam bardzo bujną wyobraźnię 🙂 Wraz z kolejną wiosną na karku stwierdzam, że im człowiek starszy, tym fajniejsze jest życie! 🙂 Teoretycznie stajemy się mądrzejsi i uczymy się na własnych błędach (piszę teoretycznie, gdyż w moim przypadku taka nauka idzie w las), zmieniają się nasze priorytety, doceniamy ludzi, którzy pojawili się wokół nas, dostrzegamy coś, co nigdy wcześniej nie przeszło nam przez myśl. Zauważyłam, że moje myślenie i światopogląd zaczyna się zmieniać. Jeszcze rok temu nie podejrzewałabym siebie, że potrafię przestawić pewne klepki w głowie 🙂 A to uważam za jeden z większych tegorocznych osobistych sukcesów.
Ten rok minął pod znakiem podróży. Faktycznie, odwiedziłam kilka ciekawych miejsc, chociaż moja mama uważa, że nieco przesadziłam z wojażami. Ja myślę odwrotnie – straciłam wiele okazji na fantastyczne wyjazdy. Mam jednak nadzieję, że nie przepadły bezpowrotnie i jeszcze nie raz trafi się taka możliwość. Prawda jest taka, że podróżowanie uzależnia. W moim przypadku jest tak, że chwilę po powrocie do domu, zaczynam planować kolejne wojaże 🙂 Jakie miejsca najbardziej mnie urzekły? Przede wszystkim Gruzja. Nigdy nie była na mojej podróżniczej liście marzeń, to był spontaniczny wyjazd. Jednak totalnie mnie urzekła. Kraj wielu kontrastów, z jednej strony pięknie ukształtowany krajobrazowo, z sympatycznymi i przyjaznymi mieszkańcami, a z drugiej zaś z biedą kryjącą się w każdym zakamarku miasta. No i gruzińskie jedzenie, którym totalnie jestem oczarowana, a samo wspomnienie o khinkali czy chaczapuri powoduje natychmiastowe pobudzenie kubków smakowych 🙂 Kolejny spontaniczny wyjazd, na który zdecydowałam się w przeciągu kilkunastu godzin, był wypad do Amsterdamu z hiszpańskojęzycznymi znajomymi. Co prawda mój hiszpański nie jest jeszcze na takim poziomie, żebym swobodnie gawędziła z Hiszpanami w ich ojczystym języku, ale małymi kroczkami kiedyś dojdę do perfekcji 🙂 Nie był to wyjazd tylko i wyłącznie do stolicy Holandii w celu zwiedzania i podziwiania miasta, ale przede wszystkim przyjechaliśmy tam na Koningsdag, by świętować urodziny króla. Dlatego uważam, że ten wyjazd pod wieloma względami był nieco szalony, ale w 100% udany 🙂 Z całą pewnością jeszcze nie raz przybędę tam świętować z Holendrami urodziny monarchy. Kto wie, może w nadchodzącym roku? 🙂 Jednak najbardziej „ekstremalnym” i spontanicznym wyczynem była podróż do Andaluzji. Dlaczego „ekstremalnym”? Ano dlatego, że zdecydowałam się tam polecieć zupełnie sama. Wiem, wiem, wielu z Was zapewne mówi teraz co w tym „ekstremalnego”? No cóż, dla mnie to był nie lada wyczyn, gdyż nigdy wcześniej sama nie podróżowałam, a zwłaszcza po innym kraju. O wypadzie do hiszpańskiej Andaluzji myślałam przed długi czas, dlatego też gdy pojawiły się promocje lotnicze, wyłączyłam myślenie i półświadoma kupiłam bilety. Dopiero po kilkunastu minutach dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam. Stresowałam się bardzo. Na kilka dni przed wylotem nie mogłam spać w nocy, a sama myśl o tym przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Na szczęście na strachu i panice się skończyło. Wszystko poszło jak po maśle, czułam się tam jak u siebie, jakbym znała te miasta od zawsze 🙂 Jestem totalnie zakochana w Sewilli, Rondzie, zaś w Maladze zauroczona – bo tylko te trzy miejsca udało mi się tym razem podziwiać. Jestem z siebie dumna, że w końcu zdecydowałam się na samodzielny wyjazd, we własnym towarzystwie (no dobrze, przez 70% mojego czasu spędzonego w Andaluzji przebywałam sama). Już myślę nad powrotem do mojego drugiego ulubionego kraju, do dalszego odkrywania andaluzyjskich zakamarków 🙂 Oczywiście w tym roku, w międzyczasie było wiele innych podróży do ciekawych i pięknych miejsc, ale nie miały one dla mnie takiego dużego znaczenia jak te wyżej opisane 🙂
Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że dzisiaj będę mieć tylu znajomych pochodzących z innych krajów, a w szczególności hiszpańskojęzycznych, śmiałabym się do rozpuku 🙂 Jak widać życie lubi płatać figle i pozytywnie zaskakiwać 🙂 Dwanaście miesięcy temu pisałam, że rok 2014 był rokiem hiszpańskim. Wszystko się zgadza, ale jeśli poprzedni taki był, to z całą pewnością rok 2015 był trzy razy bardziej hiszpański 🙂 W całym swoim dotychczasowym życiu nie poznałam tylu fantastycznych ludzi, co w tym roku! I nie mówię tylko o tych hiszpańskojęzycznych znajomych, ale przede wszystkim o swoich rodakach 🙂 Dziękuję, że się pojawiliście!
Końcówka roku była totalnie zakręcona, życie na najwyższych obrotach. Wydarzyło się tyle niespodziewanych rzeczy, zarówno tych dobrych, jak i złych. Nie będę jednak pisać o tych nieprzyjemnych wydarzeniach, ponieważ chciałam o nich jak najszybciej zapomnieć. Wierzę, że karma odwdzięczy się i powróci z podwójną mocą do tych, którzy zawiedli i rozczarowali.
A jakie plany na kolejne dwanaście miesięcy? Jest ich tyle, że nie sposób wszystkie wymienić 🙂 Oczywiście co chwilę dochodzą coraz to nowsze. Niestety pierwsza połowa roku niestety nie będzie związana z podróżami 😦 Skupię się na bardziej przyziemnych rzeczach, które pochłaniają zarówno dużo czasu, jak i pieniędzy. Jednak jak wspomniałam wcześniej, życie lubi płatać różne figle i pozytywnie zaskakiwać, więc kto wie – wszystko może się zdarzyć 🙂 W tym roku zrobiłam porządek z umysłem (przynajmniej częściowo), dlatego też w przyszłym skupię się na robieniu porządku ze swoim ciałem, by została zachowana równowaga 🙂 🙂 🙂 Czuję, że będzie to jedno z moich większych wyzwań 🙂 A jakie podróżnicze plany? Marzą mi się odległe podróże, ale nie sądzę, że w najbliższych miesiącach je spełnię. Przede wszystkim jest to Kuba. No i jak się okazuje, teraz wszyscy planują swoje wyprawy na tę wspaniałą karaibską wyspę 🙂 Aż mnie zazdrość zżera patrząc na zdjęcia i plany podróży moich znajomych 🙂 Od kilku dni siedzi mi w głowie Peru, o którym bardzo, ale to bardzo intensywnie myślę J Nie będę oryginalna pisząc, że koniecznie chcę powrócić do Hiszpanii. W tym kraju jest tyle pięknych miejsc, że nie potrafię się zdecydować, które odwiedzić najpierw 🙂 Tak samo z resztą jest z moją ukochaną Grecją.
Znowu piszę do Was 31.12, w międzyczasie leniwie szykując się na zabawę. Doskonale pamiętam słowa, które pisałam do Was rok temu. Ależ ten czas szybko leci… Mogłabym tak pisać, i pisać, i pisać, ale zapewne nikomu nie chciałoby się tego czytać 🙂 Poza tym, nie mam tyle czasu, bo rok 2015 był bardzo intensywny i owocny w miłe wydarzenia. Lepiej pokażę Wam migawkę z najważniejszymi wydarzeniami minionego roku 🙂
Życzę Wam, aby ten nadchodzący rok był tym, w którym spełnią się Wasze marzenia (przynajmniej niektóre). A czego sobie życzę? Przede wszystkim cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych celów, których trochę się uzbierało 🙂 Żeby moje hobby stało się źródłem dochodów. No i oczywiście by podróży było jeszcze więcej niż w mijającym roku 🙂 Napiszę to pierwszy raz w życiu: żałuję, że rok 2015 się kończy i powoli przechodzi do historii.
Szampańskiej zabawy i oby Was kac jutro nie męczył!






























