Są takie książki, które na długo zapadają w pamięć i nie możemy przestać o nich myśleć. A być może zostaną w nas już na zawsze. Mam kilka tego typu książek na swojej liście, ale ostatnio pojawiła się jeszcze jedna – „Wyspa niechcianych kobiet” autorstwa Agaty Komosy-Styczeń”. Przeczytałam ją już jakiś czas temu, ale musiałam chwilę odetchnąć, zanim napiszę jej recenzję.
Dania – kraj rowerów, Carlsberga, hygge i szczęścia. Od kilku lat kraj ten widnieje w czołówce najszczęśliwszych narodów świata. Kraj, który uznawany jest za jeden z najbogatszych w Europie i oparty na równości i tolerancji. Tymczasem ponad 150 lat temu, Dania rozpoczęła realizację ogromnego projektu: budowy państwa dobrobytu, velfaerdsstaten. Ubogim zagwarantowano wsparcie, jednak każdy, kto korzystał z państwowej pomocy, był tymczasowo pozbawiony praw wyborczych – bo jeśli ktoś nie jest zdolny się utrzymać, nie powinien decydować o wspólnych sprawach. Aby system działał, większość obywateli musiała pracować. Osobom słabym – fizycznie, intelektualnie lub „moralnie” – trzeba było pomóc stać się produktywnymi członkami społeczeństwa. A jeżeli było to niemożliwe, należało je odizolować, by nie wywierały zgubnego wpływu na resztę.
W 1923 roku na odosobnionej wyspie Sprogø powstał ośrodek, w którym przez czterdzieści lat umieszczano „słabe duchem” i kłopotliwe dla państwa kobiety: uznane za rozwiązłe, opóźnione w rozwoju, ubogie czy wielodzietne – tak naprawdę każda kobieta mogła tu trafić. Z pozoru ośrodek wydawał się normalnym miejscem dla osób potrzebujących – kobiety mogły tu żyć i pracować, miały zapewnioną opiekę lekarską, dostęp do radia i projektora filmowego, wolno im było wybierać własne kosmetyki. Jeśli tak zadecydowała dyrekcja, były sterylizowane, aby nie przekazywały swoich „uszkodzonych” i „zepsutych” genów. Tak naprawdę Sprogø było miejscem opresji i poniżenia – swego rodzaju eksperymentem społecznym godnym nazistowskich praktyk. Po zamknięciu ośrodka, większości z kobiet tam przebywających nigdy nie udało się wrócić do normalnego życia.
Nie znam za dobrze historii tego kraju, ale w maju tego roku pojechałam tam po raz pierwszy i się zachwyciłam dosłownie wszystkim: architekturą, jedzeniem czy uśmiechniętymi mieszkańcami. Spędziłam tam tylko kilka dni, ale postanowiłam, że w następnym roku pojadę tam na dłużej i odwiedzę inne miejsca niż Kopenhaga. Tymczasem kilka miesięcy po duńskim zachwycie, w moje ręce wpada reportaż o ciemnej stronie tego kraju, który mnie co najmniej zszokował. Trudno mi uwierzyć, że kraj tak przyjazny, tolerancyjny i ma tak mroczne oblicze. Agata Komosa-Styczeń nie ocenia wyroków, nie potępia ani nie usprawiedliwia. Z detektywistycznym zacięciem próbuje natomiast odpowiedzieć na pytanie, jakie wnioski duńskie państwo wyciągnęło ze swojej historii. „Wyspa niechcianych kobiet” to zdecydowanie jeden z najlepszych reportaży, które przeczytałam w tym roku.

