„Moja kochana Judith” to błyskotliwa komedia autorstwa kanadyjskiego dramaturga Normana Fostera, którą teraz możemy oglądać na deskach Teatru Kwadrat w reżyserii Michała Staszczaka, który również gra jedną z ról. To opowieść pełna absurdalnych sytuacji, gabinet różnych osobliwości, ale też refleksja na temat relacji damsko-męskich.
Judith (Marta Żmuda-Trzebiatowska) to żona idealna. Może czasami przesadza z alkoholem, ale poza tym jest chodzącym ideałem. Problem w tym, że jej mąż David (Michał Staszczak), wdał się w romans z niejaką Anną (Ilona Chojnowska) i chce porzucić dla niej żonę. Opracowują intrygę doskonałą, ale muszą w nią wciągnąć niczego nieświadomego Karla (Patryk Pierzak) – pracownika Davida, który nie może odmówić, bo nie dostał żadnego wyboru. Jego zadaniem jest uwiedzenie Judith i doprowadzenie do rozwodu poprzez udowodnienie zdrady małżeńskiej. Problem w tym, że jego żona Judith nie daje się wciągnąć w żadne podstępy i nie zamierza zdradzić męża. Mimo wszystko Karl się nie poddaje i z całych sił próbuje swoich uwodzicielskich trików, które momentami są niezdarne. Czy uda mu się zrealizować plan? Czy David i Anna będą mieli swoje szczęśliwe zakończenie? Czy David zje ciastko i będzie mieć ciastko? Tego trzeba się dowiedzieć oglądając spektakl w Teatrze Kwadrat 🙂


W głównych rolach możemy oglądać Martę Żmudę-Trzebiatowską, Michała Staszczaka, Patryka Pietrzaka i Ilonę Chojnowską. Sztuka ta stanowi niezłe wyzwanie dla aktorów, bo wszystkie postacie w spektaklu są z innej planety. Każdy z bohaterów ma swój własny i wyrazisty charakter. Dlatego zgranie ich wszystkich razem to nie lada sztuka. Mnie najbardziej urzekła postać grana przez Patryka Pierzaka – nieco gapowatego, naiwnego i nieśmiałego mężczyzny, który wraz z rozwojem sytuacji, sam również się rozwija. Odniosłam wrażenie, że on jako jedyny nie przerysował swojej postaci, a zagrał ją naturalnie. Świetnie balansuje pomiędzy komizmem a subtelną emocjonalnością, co sprawia, że jego postać staje się jednym z najciekawszych elementów spektaklu. Niestety reszta aktorów wydała mi się nieco sztuczna, zbyt teatralna. Spowodowało to, że akcja nie była zbyt dynamiczna i wydawało się, że sztuka bardzo się rozciąga.


Wydaje się, że historia opowiedziana w tym spektaklu jest oczywista, a zakończenie jest przewidywalne od samego początku. Jednak fabuła jest bardziej skomplikowana i wielowarstwowa. Scenariusz zaskakuje widza i do samego końca nie możemy być pewni, jakie będzie zakończenie. To duży atut tej inscenizacji – komedia pozostaje lekka, ale nie staje się banalna. To, co jeszcze jest dużym plusem tego spektaklu to scenografia Wojciecha Stefaniaka oraz kostiumy skomponowane przez Karolinę Bramowicz – piękne kreacje Judith skradły moje serce. Spektakl „Moja kochana Judith” to klasyczna komedia z elementami nieco głębszej refleksji, która skłania do zastanowienia się nad tym, jak łatwo możemy zagubić się w świecie pozornych wartości i nieudanych prób manipulacji.

