Afryka nie kojarzy się z czymś pozytywnym. Na samą myśl o tym kontynencie przeciętnemu człowiekowi przychodzi do głowy: głód, ubóstwo, epidemie, żar lejący się z nieba, „Król Lew”, dyktatorzy czy wojny domowe. Jednak Afryka ma też drugie oblicze: to także mili ludzie, piękne krajobrazy i wspaniała kultura. Przecież to właśnie z Afryki wywodzi się Homo Sapiens. Mimo wszystko Czarny Ląd nadal postrzegany jest przez pryzmat krzywdzących stereotypów. Książka „Afryka to nie państwo” ma te stereotypy obalić.
Z zawiłą i skomplikowaną historią kontynentu afrykańskiego stara się nas zapoznać Dipo Faloyin – dziennikarz i redaktor popularnego magazynu lifestylowego „VICE”. Z pochodzenia jest Nigeryjczykiem, ale urodził się w Chicago, wychował zaś w Lagosie, a obecnie mieszka w Londynie. „Afryka to nie państwo” jest jego debiutem książkowym, które zostało wydane w wieli językach, m.in. niemieckim, włoskim czy holenderskim.
Afryka to kontynent pięćdziesięciu czterech państw, ponad dwóch tysięcy języków i miliarda czterystu milionów ludzi. To kontynent, który jest określany i traktowany, jakby był jednym krajem, pozbawionym niuansów i przeklętym na zawsze przez panujące w nim skrajne ubóstwo. Pokazuje, że Afryka to kontynent pełen różnorodności, zawiłości, wielorakości i rozwarstwienia, nie tylko geograficznego, etnicznego i językowego, ale także w aspekcie tożsamości, osobowości, jedności, mozaiki doświadczeń i kolażu społeczności. To także opowieść o zmaganiach z dziedzictwem kolonialnym, krętych drogach wiodących ku demokracji, a także kompleksie białego człowieka i szkody wyrządzonej Afryce przez akcje charytatywne. Autor opowiada również o nadziei, jaką niosą organizowane przez młode pokolenie ruchy polityczne i społeczne definiujące Afrykę od nowa, na własnych warunkach.
Powiem szczerze, że mam pewien problem z tą książką. Co prawda napisana jest ciekawie, ale z drugiej strony mocno nacechowana niechęcią, a wręcz pogardą dla „białych” ludzi. Doskonale można dotrzeć u niego podwójne standardy. Brzmi to mniej więcej tak: macie dać nam pieniądze, ale nie wtrącajcie się na co je wydajemy; macie pomagać, ale my powiemy jak macie pomagać. Co by nie zrobić, to dla autora będzie nie tak, zawsze znajdzie coś, do czego się przyczepi. Może więc przestać pomagać afrykańskiej ludności i niech sobie sami radzą? Wtedy zobaczymy, czy jednak pomoc Zachodu jest taka zbędna. Nie zaprzeczam – kolonizatorzy, a więc Europejczycy, a więc „biali” ludzie narobili dużego bałaganu w Afryce. Wyczuwam tu jednak nutkę hipokryzji, ponieważ autor aktualnie mieszka w Londynie, a więc w siedlisku zgniłego Zachodu, w świecie „białego” człowieka. Natomiast nie ma zahamowań jeśli chodzi o krytykę zachodniego stylu życia. Tak, jakby „czarni” mieszkańcy kontynentu afrykańskiego byli bez żadnej winy.
„Afryka to nie państwo” to mimo wszystko ważna książka. Otwiera oczy na wiele ważnych kwestii i pokazuje pozornie jednoznaczne sprawy z innej strony. Dipo Faloyin podejmuje próbę rozbicia naszego stereotypowego postrzegania czarnego kontynentu przedstawiając historyczne i polityczne podłoże współczesnych konfliktów i trudności oraz oferując czytelnikowi wgląd w barwne, nowoczesne i często zupełnie nam nieznane oblicze Afryki.
Za książkę dziękuję:

