Dionisios Sturis wraca z kontynuacją bestsellerowego tomu „Grecja. Gorzkie Pomarańcze”. W kolejnej książce autor domyka reporterski dyptyk o współczesnej Grecji. Tym razem opowiada intymną, bolesną, a zarazem uniwersalną historię o dojrzewaniu i konstruowaniu własnej tożsamości, i o tym, co znaczy być Grekiem, być Polakiem, lub w ogóle – mieć pochodzenie.
Grecja jest kolebką kultury, demokracji i sztuki. To również jeden z najchętniej wybieranych wakacyjnych kierunków. Grecja to przede wszystkim złociste, szerokie plaże, ciepłe, krystaliczne morza, wyspy i wysepki, chałwa, raki i owoce morza. Wybierając się tam turystycznie, nie zawracamy sobie głowy obecną sytuacją w tym kraju. Jedziemy tam wypocząć i chłonąć antyczną kulturę. Być może jednak przed urlopem powinniśmy się nieco zainteresować, bo jak się okazuje Grecja to kraj nietolerancji, nienawiści, ksenofobii, rasizmu, krypto faszystowskich i nacjonalistycznych ruchów. Czy w takim kraju możemy się czuć bezpiecznie?
Dionisos Stouris jest dzieckiem greckiego politycznego uchodźcy i Polki, ze skomplikowaną sytuacją rodzinną. Chociaż urodził się w Grecji, wychowany został w Polsce. Kiedy była mały, wraz z matką musiał uciekać przed własnym agresywnym i przemocowym ojcem. Zarówno w „Gorzkich pomarańczach”, jak i „Zachodzie słońca na Santorini” opowiada dużo o relacji, a właściwie braku relacji, autora ze swoim biologicznym ojcem. Próbuje odnaleźć własną tożsamość.
„Zachód słońca na Santorini” to surowsza i bardziej krytyczna wersja „Gorzkich pomarańczy”. Poprzedni reportaż nie był kolorową laurką w stronę Grecji, wręcz przeciwnie. Dionisos pokazał ciemna stronę swojej drugiej ojczyzny, a teraz jeszcze ostrzej rozprawia się ze wszystkimi bolączkami trapiącymi Grecję. Są to m.in.skrajnie prawicowa, a tak naprawdę neofaszystowska partia Złoty Świt, ogromna niechęć Greków do uchodźców i imigrantów, czy jego jeszcze bardziej gorzkie relacje rodzinne. Muszę przyznać, że jest to anty grecki reportaż… ponownie opisuje mniej folderową stronę kraju przodków ze strony ojca.
„Zachód słońca na Santorini” to kawałek świetnego reportażu – takiego, który zostaje z czytelnikiem na długi czas. Dionisios Sturis stworzył przejmującą opowieść o tożsamości, pochodzeniu i przynależności. O groźnym obliczu nacjonalizmu, o podziałach oraz dramatycznych konsekwencjach nienawiści, ksenofobii i ignorancji. Szalenie ważny temat i reportaż – powinniśmy zwrócić na niego uwagę, ponieważ doskonale pokazuje do czego może doprowadzić nazizm, ukrywany pod przykrywką nacjonalizmu i patriotyzmu. Czekam na kolejne części.

