Wyobrażacie sobie świat, w którym płeć żeńska zostaje pozbawiona wszelkich praw? Świat, w którym kobiety traktowane są jak chodzące macice, a ich jedyną powinnością jest wydanie na świat jak największej liczby dzieci? Wyobrażacie sobie, że Wasz Pan regularnie Was gwałci, a Wasza Pani lepiej zna Wasz cykl menstruacyjny lepiej niż Wy same? Natomiast za każdy przejaw nieposłuszeństwa wobec kraju i swoich Panów grozi surowa kara. Brzmi irracjonalnie? Taki scenariusz wcale nie jest niemożliwy.
Władze Republiki Gileadu zmagając się z rekordowo niskim przyrostem naturalnym, wprowadzają w życie nowe zasady: ubezwłasnowolniają kobiety zdolne do urodzenia dziecka, oddając je na służbę rządzącym krajem komendantom. Jako podręczne mają one co miesiąc oddawać się swoim panom celem spłodzenia nowych obywateli – dzieci narodu. Po urodzeniu im potomka, zostają przekazane kolejnej rodzinie. Pod przykrywką religii i wiecznej chwały Pana, by przetrwać muszą poddać się nowym zasadom, inaczej zostaną zesłane do tajemniczej kolonii, albo ich ciała zawisną na murze, ku przestrodze innym. Muszą, choć niekoniecznie wszystkie chcą poddać się tym zasadom. Niektóre z nich rozpoczynają walkę z niesprawiedliwym systemem.
Podręczne nie są konkubinami, są chodzącymi macicami; traktowane jak zwierzęta, zadaniem których jest wydawanie na świat nowych potomków. Wszystkie wyglądają tak samo: ubrane w czerwone długie sukienki, z białymi czepkami na głowach, bez grama makijażu mają wyglądać nieatrakcyjnie, by nie wzbudzać męskiego pożądania. Książki, telewizja, gry i inne rozrywki są surowo zabronione. Jedyną ich uciechą są codzienne zakupy i spotkania z innymi podręcznymi w Czerwonym Centrum. Ubezwłasnowolnione, tracą pracę, rodzinę a nawet tożsamość. Przyjmują nowe imiona, które są damskim odpowiednikiem imienia głowy rodziny, np. Freda, Daniela czy Warrena. Akt seksualny pomiędzy podręczną, komendantem i jego żoną, nazywany inaczej ceremonią, nie ma na celu zaspokojenia potrzeb seksualnych czy czerpania przyjemności, ma charakter czysto prokreacyjny – odbywa się on w ciszy, bez żadnych emocji czy nawet dotyku. Jak wspomniałam, żona komendanta także jest obecna w trakcie aktu, co niewątpliwie dla obu pań jest upokarzającym momentem.
Posłuszeństwo i wyrzeczenie się wszelkich rozrywek dotyczy nie tylko podręcznych, ale także pozostałych kobiet, również żon komendantów. Zmagające się z bezpłodnością kobiety, ale marzące o potomstwie muszą znosić całą sytuację z godnością. Serena Joy Waterford (Yvonne Strahovski) była kobietą czynu, można rzec – feministką. Głośno walczyła o prawa kobiet, wydałą książkę i głosiła wykłady na wszelakich uczelniach i w różnych organizacjach. Po reformie prawa, którego również sama była twórczynią, z pokorą poddała się nowym zasadom. Ona również nie może czytać książek czy nakładać makijażu. Także żony komendantów mają jeden uniform, w różnych odcieniach turkusu, chociaż mają nieco większe pole do popisu niż podręczne.
Niestety główna bohaterka Freda/June (Elisabeth Moss) źle została dobrana do tej roli. Przez większość filmu pokazywana jest jej twarz z jednym i tym samym, nijakim grymasem twarzy. Nie jest wiadome, czy na jej obliczu maluje się strach, niepokój, radość czy może ma problemy z wypróżnieniem się. Jej postać jest po prostu nieciekawa, nijaka, a nawet irytująca. Niemrawa gra aktorki bardzo razi. W porównaniu z innymi podręcznymi (które również pozbawione są makijażu i znalazły się w takiej samej sytuacji) Elisabeth Moss wypada po prostu źle. Całe szczęście, że inni aktorzy, tacy jak Alexis Bledel, Joseph Fiennes, Max Minghella, Samira Wiley, Madeline Brewer czy wspomniana Yvonne Strahovski są znacznie bardziej utalentowani i nadrabiają swoją grą. Ich postacie są wyraziste, z charakterem, które mimo beznadziejnej sytuacji starają się istnieć, nie tylko ciałem ale i duchem.
Serialowa produkcja oparta na powieści Margaret Atwood jest szokującym i przerażającym obrazem przyszłości, która wcale nie jest taki niemożliwa. Patrząc na obecną sytuację w naszym kraju niewykluczone, że taki scenariusz może kiedyś wejść w życie. Oglądając „Opowieść podręcznej” odczuwam niepokój, ale również zdenerwowanie, że można traktować kobietę jak krowę rozpłodową, a ich ciało jest tylko inkubatorem. Jak to powiedział komendant Waterford, nie ma nic piękniejszego niż wydanie na świat nowej istoty. Poza spełnieniem obowiązku swojego gatunku nic innego nie istnieje. Słuchając takich wypowiedzi krew się w środku gotuje. Jak to możliwe, że kobiety mogą zgotować taki los innym kobietom, bez żadnego współczucia. Jedynie podręczne mają poczucie solidarności i wspierają się na każdym kroku.
„Opowieść podręcznej” zdecydowanie nie jest pozycją dla feministek. Nie mniej jednak zdecydowałam się ją obejrzeć z czystej ciekawości, jak kiedyś może wyglądać świat. Jak wspomniałam, nie jest to taki utopijny scenariusz, bo stopniowo odbierane są nam pewne prawa, czy nam się to podoba, czy nie.. Mimo wszystko polecam serial wszystkim kobietom, by mieć świadomość, jaki los może nas kiedyś czekać.
Czytałam książkę już jakiś czas temu, ale dopiero serial naprawdę mną wstrząsnął. (A naprawdę rzadko mi się zdarza oceniać wyżej ekranizację od literackiego pierwowzoru.) Trudno niestety oprzeć się wrażeniu że niektóre posunięcia naszych rodzimych polityków są dość zbieżne z tym co działo się tuż przed powstaniem Gildeadu, a co mieszkańcy również ignorowali, zbyt zajęci swoimi sprawami i zbyt pewni tego, że przecież będzie dobrze…
Ja książkę mam a planach przeczytać niebawem, ale serial mną wstrząsnął. I to mocno. Pozdrawiam
Dużo dobrego słyszałam o tym serialu, ale zacznę od książki. Chociaż kusisz…
Ja poluję teraz na książkę. A serial polecam! Pozdrawiam
Dużo słyszałam o tym serialu jak i o książce i kusi mnie, by zobaczyć i przeczytać.
Polecam! Niestety o książce się nie wypowiem, bo nie czytałam, ale czaję się na nią 🙂 Pozdrawiam
Dzięki! Na pewno obejrzę! A może nawet kupię książkę?
Choć ja przejawiam feministyczne zachowania. Mam nadzieję, że przeżyje!
Klikam – Lubię Cię na face i życzę dobrego dnia! 🙂
Proszę bardzo 🙂 Ja książkę z całą pewnością przeczytam! Dziękuję bardzo! Również życzę miłego dnia 🙂 Pozdrawiam
Nie wiedziałam, że powstał serial! Netflix? W Indiach popularnym zawodem jest surogatka…nie jest to więc kwestia przyszłości. Oczywiście niedokładnie tak to wygląda, niemniej jednak te kobiety zarabiają swoimi macicami, a najwięcej pośrednicy tak samo w pornobiznesie.
Słyszałam o tym serialu i cały czas próbuję znaleźć czas, by go obejrzeć. Ciekawa recenzja 🙂
Nie czytałam ani nie oglądałam. Słyszałam mnóstwo dobrego na temat tego tytułu, obawiam się jednak, że byłby dla mnie zbyt trudny emocjonalnie.
Myślę jednak, że to bardzo ciekawa lektura i ciekawy serial własnie dla feministek. Pokazuje dokładnie, jak na dłoni, o co walczymy: o to, żeby nasza rzeczywistość nigdy tak nie wyglądała.
Nie czytałam jeszcze książki, nie oglądałam filmu, ani serialu… Może kiedyś…
Muszę zapamiętać tytuł. Brzmi niesztampowo. Pozdrawiam 🙂