Kultura · Literatura

Violetta Zdulska „Nowa Zelandia. Tam, gdzie Kiwi tańczy hakę”

Nie za wiele wiemy na temat Nowej Zelandii, to dla większości Europejczyków to nieznane tereny. Może kojarzymy jedynie to, że leży gdzieś na końcu świata oraz kręcono tam trylogię „Władca Pierścieni”. Tymczasem istnieją ludzie, którzy decydują się na przeprowadzkę na drugi koniec kuli ziemskiej. Taką osobą jest Violetta Zdulska oraz jej partner, która w książce „Nowa Zelandia. Tam, gdzie Kiwi tańczy hakę” opisuje swoje początki oraz spostrzeżenia na tema tego kraju i ich mieszkańców.

Violetta Zdulska do Nowej Zelandii wyruszyła z pasji do życia w trybie „zwiedzaj i pracuj”. Tam nauczyła się chodzić boso, żyć potrzebując mniej i pokochała nowozelandzki styl życia. O tym, co oznacza bycie Kiwi, opowiada na swoim instagramie traviolo.travel.

Nowa Zelandia nadal pozostaje w cieniu swojej znacznie większej siostry, Australii. Wiele osób uważa, że na tym końcu świata nic nie ma, no może poza wielkimi pająkami i stworzeniami chcących pożreć każdego ruszającego się osobnika. Tymczasem to 268 tysięcy metrów kwadratowych ciszy, nieskończone kilometry szlaków wędrownych w górach i zielonych polach Northlandu, wieloryby w przybrzeżnych wodach Pacyfiku, filmowe szczyty Mt Cook i Ngāuruhoe, a także krystaliczne jeziora pośród wzgórz regionu Otago. Nowa Zelandia to cały atlas geograficzny w jednym małym kraju. Są tu tysiącletnie drzewa i wyjątkowe ptaki. Pingwiny i lwy morskie wylegują się na plażach, a orki pływają przy brzegu. Są jeziora we wszystkich kolorach, złote plaże ciągnące się kilometrami, bujne lasy, kręte doliny, czynne wulkany, zjawiskowe lodowce otoczone deszczowym lasem i magiczne wodospady na ścianach fiordów. Noc wyświetla na nieboskłonie Drogę Mleczną o takiej wyrazistości, że wrażenia zapierają dech w piersiach.

Przyznam szczerze, że ja również zaliczam się do tych, którzy o Nowej Zelandii nie za wiele wiedzą. Wiedziałam tylko, że gdzieś tam jest taki kraj. Znaczy tak było przed lekturą tej książki. Teraz jestem bogatsza o wiedzę dotyczącą tego kraju i ich mieszkańców 🙂 Okazuje się, że Nowozelandczycy to prawdziwy miks kulturowy. Nastawieni są bardzo przyjaźnie do przybyszy z innych krajów, bo są świadomi tego, że to dzięki nim Nowa Zelandia rośnie w siłę. Z drugiej jednak strony są też rdzenni mieszkańcy – Maorysi – kulturę których szanuje się na każdym kroku. Wiecie, jaka jest różnica pomiędzy kiwi a Kiwi (pisane z wielkiej litery)? To pierwsze to chodzi o małego, nielotnego ptaka lub owoc, natomiast Kiwi – tak o mówi się na mieszkańców Nowej Zelandii. Czego się jeszcze dowiedziałam? Ano to, że miód manuka produkowany jest tylko i wyłącznie w Nowej Zelandii, dlatego też jest taki drogi. No i nie zabrakło też informacji o kulturze maoryskiej, o której również wcześniej niewiele wiedziałam. O tym wszystkim odpowiada autorka w historii o swojej nowozelandzkiej przygodzie.

Nigdy nie myślałam o Nowej Zelandii jako o destynacji na mojej podróżniczej liście marzeń. Ba, w ogóle o niej nie myślałam. Po lekturze książki Viloletty Zdulskiej wpisuję Nową Zelandię na swoją bucket list 🙂 Oczywiście na kiedyś tam, bo nie będzie to moja priorytetowa podróż. Jednakże po przeczytaniu tego reportażu trochę zaczynam rozumieć, czemu Violetta i jej partner wpadli na taki szalony pomysł, żeby rzucić wszystko i przenieść się na koniec świata. Autorka przekazała niezbędne informacje dla wszystkich laików, którzy wcześniej nie mieli styczności z głębszą wiedzą na temat tego kraju. Fajnie i przystępnie to wszystko opisała. Dodała również mnóstwo swoich zdjęć, przez które serce zaczyna szybciej bić. Ja czuję się bardzo zainspirowana tymi widokami. Cieszę się, że książka ta wpadła w moje ręce 🙂

Za książkę dziękuję:

Dodaj komentarz